Pani Zosia nalewa herbatę. Do termosów, słoików, wiaderek po ketchupie lub majonezie. Zależy, co kto przyniesie. Herbaty akurat nigdy nie brakuje.
agnieszka.gieroba@gosc.pl Większość ludzi korzystających z pomocy wolontariuszy Gorącego Patrolu nie ma możliwości zagotować wody. Mieszkają w pustostanach, altankach, kanałach ciepłowniczych, na śmietnikach. Nawet jeśli zachowali swoje domy, to dawno temu odcięto tam prąd z powodu niezapłaconych rachunków. – Ja tu wszystkich znam, bo sama do niedawna byłam jedną z nich. Życie tak się potoczyło, że nie było pracy, a mieszkanie kwaterunkowe, które kiedyś miałam, było w takim starym domu, że któregoś dnia po prostu zawaliła się ściana. Znalazłam się na ulicy. Nie chcę o tym opowiadać, ale przyznaję, że nikt, kto nie doświadczył podobnej sytuacji, nie jest w stanie wyobrazić sobie, co człowiek wtedy czuje, do czego robi się zdolny, jak inaczej patrzy na otaczający świat – mówi pani Zosia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.