Blisko wiek temu Janusz Korczak mówił: "Nie zmuszajmy dziecka do aktywności, ale wyzwalajmy aktywność. Nie każmy myśleć, lecz twórzmy warunki do myślenia. Nie żądajmy, lecz przekonujmy". Szkoda, że tak trudno nam realizować te słowa.
Ferie na Lubelszczyźnie dobiegają końca. Już tylko godziny dzielą uczniów od rozpoczęcia nowego semestru nauki. Pewnie niejeden rodzic (może i uczeń0 zastanawia się, co zrobić, by był on lepszy. No właśnie, lepszy, czyli jaki?
Lepsze oceny, lepsze zachowanie. To bez wątpienia główne wyznaczniki sukcesu i tym samym lepszego semestru. I rodzice robią, co mogą, by ich dzieci błyszczały albo choć nie odstawały znacząco od reszty. Więc znowu, po chwili przerwy, nawet ci najmłodsi powrócą do dodatkowych zajęć, korepetycji, ślęczenia nad zadaniami domowymi. A co z rozwojem kreatywności, nauką współpracy, zabawą, dzięki której dziecko tak naprawdę najwięcej się uczy?
Na takie fanaberie we współczesnym świecie nie ma już, niestety, miejsca. A może bardziej prawdziwie brzmi: w polskiej szkole nie ma na to miejsca. Bo jak się okazuje, Duńczycy świetnie radzą sobie z kształceniem dzieci bez zadawania prac domowych, wystawiania ocen i sprawdzania wiedzy testami. Dzieci uczą się nawet tak nietypowych przedmiotów jak historia czy język obcy z wykorzystaniem... klocków lego. Na takie ekstrawagancje nas, oczywiście, nie stać, ale stać nas, by uczyć dzieci kreatywności. A tego w większości przypadków nie robimy. Można posadzić dzieci w ławkach, realizować program i sprawdzać, ile się nauczyły. Ale w czasie takiej nauki nigdy nie rozwiną swojego potencjału.
Może więc zamiast kłócić się między sobą, czy w szkole powinno być więcej godzin historii czy biologii, spróbujmy realizować to, co prawie wiek temu mówił Janusz Korczak: „Nie zmuszajmy dziecka do aktywności, ale wyzwalajmy aktywność. Nie każmy myśleć, lecz twórzmy warunki do myślenia. Nie żądajmy, lecz przekonujmy. Pozwólmy dziecku pytać i powoli rozwijajmy jego umysł tak, by samo wiedzieć chciało”.