Ksiądz Jan Antoni Farina pokonywał tę samą drogę wiele razy. Chodził z parafii, w której pracował, do seminarium, gdzie wykładał. Wiele zajęć pochłaniało jego czas, ale jedna myśl nie dawała mu spokoju.
Ilekroć szedł dobrze znaną sobie ulicą, widział wzdłuż niej młode kobiety, biedne, zaniedbane, szukające jakiegoś zajęcia. Dla wszystkich było oczywiste, że dla żadnej z nich przyszłość nie rysuje się optymistycznie. Prawie pewne było, że wszystkie skończą źle. Ksiądz Jan Antoni nie mógł się z tym pogodzić. Pomyślał, że przy parafii, w której pracuje, można by stworzyć Dzieło Miłosierdzia bardzo popularnej we Włoszech św. Doroty, które prowadziłoby szkołę dla dziewcząt, uczącą zawodu i zajmującą się nimi. Rzeczywiście tak się stało, jednak szkoła wymagała nauczycielek, a te – zapłaty. – To był prawdziwy problem, bo skąd wziąć pieniądze na utrzymanie szkoły, edukację dziewcząt i pensje? Sytuacja była dramatyczna – albo trzeba zamknąć szkołę, albo znaleźć nauczycielki, które będą pracowały za darmo. Nikt nie myślał wtedy o założeniu nowego zgromadzenia – opowiada historię s. Monika.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.