Ks. Jan Antoni Farina pokonywał tę samą drogę wiele razy. Chodził z parafii, w której pracował do seminarium, gdzie wykładał. Wiele zajęć pochłaniało jego czas, ale jedna myśl nie dawała mu spokoju.
Ilekroć szedł dobrze znaną sobie ulicą, widział wzdłuż niej młode kobiety, biedne, zaniedbane, szukające jakiegoś zajęcia. Dla wszystkich było oczywiste, że dla żadnej z nich przyszłość nie rysuje się optymistycznie. Prawie pewnym było, ze wszystkie skończą źle. Ks. Jan Antoni nie mógł się z tym pogodzić. Co jednak miał zrobić jeden niepozorny ksiądz w obliczu tak wielu problemów jakie niósł wiek XIX? Pomyślał, że przy parafii, w której pracuje można by stworzyć Dzieło Miłosierdzia bardzo popularnej we Włoszech św. Doroty, które prowadziłoby szkołę dla dziewcząt ucząc ich jakiegoś zawodu i zajmując się nimi. Rzeczywiście tak się stało, jednak szkoła wymagała nauczycielek, a te wymagały zapłaty. – To był prawdziwy problem, bo skąd było wziąć pieniądze na utrzymanie szkoły, edukację dziewcząt i jeszcze pensje. Sytuacja była dramatyczna i wydawało się jasnym, że albo trzeba zamknąć szkołę, albo znaleźć nauczycielki, które będą pracowały za darmo. Nikt nie myślał wtedy o założeniu nowego zgromadzenia – opowiada historię s. Monika.
Na ochotnika zgłosiły się trzy panie, które odczytywały w swoim sercu powołanie. Szkoła mogła dalej funkcjonować. Poświęcono ją Sercu Jezusa i Maryi. Tak z czasem posługa ubogim i chorym, której także panie się podejmowały, dała początek zgromadzeniu. Według zamysłu założyciela siostry miały być „nauczycielkami o wypróbowanym powołaniu”, poświęconymi całkowicie wychowaniu ubogich dziewcząt. Zgromadzenie przyjęło nazwę Nauczycielki od św. Doroty Córki Najświętszych Serc, co oznacza szczególny kult i miłość do Najświętszych Serc Jezusa i Maryi. To im właśnie siostry mają oddać swoje życie i z nich czerpać wzór i miłość do tak ważnej i trudnej misji wychowawczej. – Dla mnie niesamowite jest to, że do wielkich dzieł nie potrzeba wielu ludzi. Trzy kobiety podjęły się pracy, która wydawała się ogromna. Dziewczęta uczyły się nie tylko zawodu, ale i języków obcych, a także muzyki i sztuki. Na tamte czasy to było niesamowite. Pan Bóg tak wszystko poprowadził, że zgłaszały się nowe osoby odkrywające w sobie pragnienie służby potrzebującym i tak rozrastało się dzieło ks. Jana Fariny – mówią siostry od św. Doroty.
Więcej o siostrach w najnowszym lubelskim "Gościu Niedzielnym".