Jedni szli do klubów, inni właśnie wychodzili z teatru, a jeszcze inni wybrali udział w ekstremalnej Drodze Krzyżowej.
Taki obrazek miał miejsce w centrum Lublina, miasta w Europie Wschodniej. W tym czasie uwaga mediów, polityków i komentatorów skupiona była na wydarzeniu, które miało upamiętnić 60. rocznicę podpisania Traktatów Rzymskich. W lubelskiej EDK uczestniczyło ok. 2,5 tys. osób, w klubach całego miasta – mimo, że jest Wielki Post – bawiła się pewnie równie duża grupa osób. Trudno mi oszacować ilu amatorów sztuki oglądało przedstawienia w teatrach lubelskich.
Na Placu Wolności spotkałem Jacka. Przyjechał z synami na EDK z Kraśnika. Uśmiechnięci, zdeterminowani żeby podjąć wysiłek modlitwy w ekstremalnych warunkach. Chwilę porozmawialiśmy. Było miło. Nie ubolewaliśmy, że inni wybrali inny sposób spędzania piątkowego wieczoru. Bo modlitwa nie powinna prowadzić do agresji, niecierpliwości, krytyki, wykluczania czy pogardy. Powinna rodzić pokój, dobro, szacunek wobec każdej osoby i umacniać wiarę w Chrystusa i założony przez Niego Kościół.
Jeśli nie zrozumiemy i nie zaakceptujemy, że obok katolików żyją inni ludzie – to w dalszym ciągu będziemy tracić energię na zewnętrzne starcia, które do niczego dobrego nie doprowadzą. Krytyka świata zewnętrznego jest bezcelowa, bo ten świat zależy przede wszystkim od wnętrza każdego z nas. Stąd, jeśli chcemy narzekać lub kontestować kształt Europy, Polski, naszego miasta lub wioski, parafii czy innych instytucji, to zacznijmy wewnętrzną przemianę nas samych.
Ktoś, kto jest przekonany do swej wiary (lub światopoglądu) nie krytykuje wszystkiego innego wokół – bo nie musi. Skupia się na tym, co stanowi prawdziwą wartość dla niego.
Cierpliwości, łagodności i kultury wymaga od nas „bycie katolikiem”. Nikt dobrze nie reaguje na ciągłą krytykę i podniesiony głos.