Teatr sprzyja spotkaniom, rozmowom na ważne tematy, uczy i bawi. Dla ks. Czesława Przecha stał się jednym ze sposobów ewangelizacji.
Sam nie wiem, kiedy ta moja miłość do teatru się zaczęła. Myślę, że to czasy seminarium i wspaniałych wychowawców, którzy potrafili z nas, kleryków, zrobić grupę występującą z ważnymi przesłaniami w formie spektaklu czy akademii – mówi ks. Czesław Przech.
Jako chłopak w teatrze nigdy nie był. – Moją rzeczywistością było wypasanie krów w rodzinnym gospodarstwie, ale pamiętam, że to właśnie wtedy, trzymając zwierzęta na postronku, by nie wchodziły w szkodę, uczyłem się na pamięć poezji – wspomina. Kiedy jako młody ksiądz został skierowany do pracy w parafii, pomyślał, że poprzez teatr może lepiej poznać ludzi, a przy okazji przekazać im prawdę płynącą z Ewangelii. – Do kościoła na modlitwę ludzie często nie mieli ochoty przyjść, ale na próbę teatru na plebanię przychodzili chętniej. Zaczęliśmy więc tworzyć spektakle czy akademie, a przy okazji niejeden nabierał odwagi, by porozmawiać o czymś ważnym czy przyjść do spowiedzi – mówi ks. Czesław. Kiedy w 1979 roku został skierowany do pracy w Bełżycach, trafił na bardzo dobry teatralny grunt. – W Bełżycach ostoją różnych przedstawień był pan Stanisław Tarczyński, a także ks. Ziarko, który z młodzieżą przygotowywał spektakle teatralne – mówi ks. Przech. – Jakoś pomysły przychodziły same. Czasem były to adaptacje różnych dzieł, czasem inspiracją był jakiś fragment Ewangelii, jak w przypadku sztuki „Ojciec Miłosierny – wstanę i wrócę”, która po latach wraca na afisz. To dobrze znana opowieść zaaranżowana na współczesne czasy. Pierwszy raz graliśmy ją w Bełżycach w 1986 roku. Świętując 600-lecie miasta, postanowiliśmy przywrócić ten spektakl. Oczywiście już z innymi aktorami i nieco zmodyfikowany, ale wciąż wart pokazywania – podkreśla autor. W bełżyckim „Ojcu Miłosiernym” pojawiają się osoby, których nie ma w Ewangelii. Ojciec przedstawia się jako Emanuel – „Bóg z nami”. Jego żona Miriam to nawiązanie do Marii z Nazaretu. Syn marnotrawny żyje we współczesnym świecie, porzuca dom, wchodzi w świat narkotyków i głośnej muzyki. Podczas jednej z imprez w młodzieżowej melinie dochodzi do sporu, czy wyrzucić krzyż. W sztuce pojawiają się dzisiejsze zagrożenia, pokazane jest zagubienie młodych ludzi, brak poczucia sensu. W końcu przychodzi ratunek i wszystko dobrze się kończy, bo Ojciec Miłosierny wciąż czeka na swoje dzieci.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się