Gdy jechali autobusem na rekolekcje do Dąbrowicy, nikt nie chciał zająć koło nich miejsca. Ludzie woleli tłoczyć się w drugiej części pojazdu, byle z dala od nich. Trzy dni rekolekcji pozwalają im znowu poczuć się zwyczajnie.
To prawda, że nie pachną pięknie, a ich ciała i ubrania wody dawno nie widziały. To prawda, że swoim wyglądem i zapachem odstraszają innych. To prawda, że często są pod wpływem alkoholu czy innych środków, ale też prawda, że wciąż pozostają ludźmi.
- Nikt nie ląduje na ulicy bez powodu. Każdy ma swoją skomplikowaną historię bardziej czy mniej zawinioną. Potem już samo się toczy, bez domu, bez pracy, bez jedzenia. Spanie, gdzie popadnie, szukanie czegoś w śmietniku, zbieranie makulatury czy puszek, by mieć parę groszy. W takiej sytuacji nikt nie myśli o tym, by dobrze wyglądać i ładnie pachnieć. Zmienia się to tutaj, gdy przyjeżdżają na rekolekcje - mówi Katarzyna, wolontariuszka pracująca z bezdomnymi.
Pierwszy dzień to mycie, nowe ubrania, potrzebna pomoc medyczna. W tej ostatniej specjalizuje się Sylwia, która przez 3 dni rekolekcji stara się wszystkich postawić na nogi. - To powrót na kilka dni do tzw. normalnego życia, czyli spania w łóżku mocnym snem, jedzenia trzech posiłków dziennie, rozmów z innymi. Kiedyś jeden z panów przyznał, że od kilku miesięcy nie wypowiedział słowa, bo nie miał do kogo. Żeby mówić o Panu Bogu i docierać do duszy, trzeba najpierw zadbać o ciało. To dawno odkryta prawda, która zawsze na rekolekcjach się sprawdza - mówi brat Krzysztof Michalak, kapucyn.
Tu nie muszą nikogo udawać, przyjmowani są tacy jacy są. Nikt nie opowiada rzewnych historii, by dostać 2 zł, bo wiedzą, że i tak dostaną jeść i będą mogli w godnych warunkach spędzić kilka dni. - Pamiętam jak podczas jednej ze spontanicznych modlitw, któryś z uczestników powiedział „Panie Boże proszę Cię, by ludzie nie traktowali nas jak szczury”. Do dziś to pamiętam i wiem, że ten człowiek miał dużo racji, że wiele osób tak właśnie traktuje bezdomnych - mówi Kasia.