Za chwilę będą obchodziły swój wielki jubileusz pracy na terenie Lublina. Sto lat temu sprowadziła je tu Florentyna Jaworowska, której zamarzyła się edukacja dla dziewcząt na wysokim poziomie.
Był marzec rok 1916 gdy Florentyna Jaworowska, kobieta niezwykle zasłużona dla Lublina i wielka społeczniczka, rozpoczęła korespondencję z Urszulankami UR ze Lwowa w celu sprowadzenia ich na ziemie lubelskie. Prawdopodobnie działała z ramienia Rady Szkół Lublina, bo tak przez lata opowiadano, ale dowodów na istnienie takowej rady nigdzie nie znaleziono. – Sama Florentyna zajmowała się formacją kobiet i pewnie dlatego chciała nas tu sprowadzić, bo przecież my wszędzie tam gdzie byłyśmy, zakładałyśmy katolickie szkoły dla dziewcząt – wyjaśnia s. Halina Bobkowska obecna przełożona lubelskiego zgromadzenia.
Urszulanki UR przybyły do Lublina w lipcu 1917 r. Od ówczesnego administratora diecezji, ks. Zenona Kwieka, otrzymały zezwolenie na przejęcie klasztoru po brygidkach przy ul. Namiestnikowskiej 8 (potem Narutowicza 8/10). Już 1 września siostrom udało się uruchomić szkołę dla dziewcząt. – Od razu zgłosiło się 171 osób – opowiada s. Halina.
Od roku szkolnego 1937/38 obok szkoły podstawowej w tym samym budynku siostry prowadziły czteroklasowe Prywatne Żeńskie Gimnazjum i dwuletnie Liceum. W roku 1939 w podstawowej i średniej szkole uczyło się w sumie 600 dziewczyn z tego ok.400 w średniej i 200 w podstawowej. – Pytamy często tych najstarszych sióstr jak to możliwe, że w tym budynku mieściło się aż tyle osób, skoro my dziś mamy 310 uczniów i ledwo funkcjonujemy – śmieje się siostra przełożona. – Ale wtedy jednak były inne czasy i inne wymagania, a nasze szkoły cieszyły się ogromnym zainteresowaniem.
W czasie wojny Niemcy szkołę urszulanek zamknęli. – Nasze siostry wymyśliły jednak sposób, by ominąć zakaz działalności – opowiada siostra Halina. - Stworzyły szkołę gospodarczą a potem hotelarską. To była wersja oficjalna, bo nieoficjalnie prowadziły tajne nauczanie dla bardzo wielu dziewcząt. W tym czasie przeszło 60 młodych kobiet zdało u nas maturę. Potem oczywiście musiały potwierdzić to egzaminem państwowym ale przygotowane do niego były wyśmienicie.
Po wojnie oficjalna edukacja została wznowiona. Urszulańskie szkoły cieszyły się wielkim rozkwitem do tego stopnia, że w szczytowym momencie w klasztornych budynkach przeznaczonych na szkołę uczyło się przeszło 1100 osób. W 1955 r. władze komunistyczne szkoły zlikwidowały, a w ich miejsce stworzyły państwowe liceum. Siostrom pozostawiono nie wielką część gmachu. – Mimo, że to nie była już nasza szkoła, że panował zupełnie inny klimat, to jednak dziewczynom, które do tej szkoły chodziły wydawało się, że ciągle uczą się u urszulanek – zauważa s. Bobkowska. – Do dziś, gdy organizowane są spotkania absolwentek naszych szkół, przychodzą panie, w których mentalności ciągle funkcjonuje nasza obecność w ich szkolnym życiu. Pewnie dlatego, że siostry były cały czas obok, ale także katechizowały a oprócz tego codziennie piekły bułeczki, które rozprowadzały wśród dziewcząt.
Siostra Halina Bobkowska jest przełożoną zgromadzenia w Lublinie od trzech lat
Justyna Jarosińska /Foto Gość
Aktualnie w Lublinie mieszka i pracuje 18 Urszulanek UR. Połowa w reaktywowanej w 2008 r. szkole podstawowej. – Myśl, by szkołę przywrócić nigdy nas nie opuściła – podkreśla s. Halina. – Przywrócenie szkoły to też bardzo duża zasługa naszych wychowanek, które co roku się spotykają i bardzo nalegały, by to dzieło znów w Lublinie zaistniało. 1 września 2008 r. ruszyła więc tym razem już koedukacyjna podstawówka. Dziś w związku z reformą szkolnictwa urszulanki stają przed zadaniem wielkiego remontu budynku, w którym już trudno, jak zaznacza przełożona, ścisnąć więcej dzieci. – Będziemy remontować cały parter, który wygląda tragicznie. To wielkie wyzwanie dla nas, bo remont ma kosztować przeszło 1,5 mln zł.