Olek marzył, by studiować. Kiedy o tym mówił, wszyscy stukali się w czoło. W Uzbekistanie, skąd pochodzi, na studia stać nielicznych. – Pan Bóg miał jednak dla mnie niesamowity plan – przyznaje chłopak.
Angren, rodzinne miasto Aleksandra Iwanowa, jest oddalone o 100 km od Taszkientu. Dlatego gdy powiedział któregoś dnia swojej mamie, że wybiera się do kościoła (najbliższy był właśnie Taszkiencie), popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Brat dał wymowie do zrozumienia, że Olkowi pomieszało się w głowie. – Wtedy sam nie wiedziałem, dlaczego jest we mnie tyle uporu, by przyjąć zaproszenie koleżanki z klasy, która od dłuższego czasu namawiała mnie, bym pojechał z nią do katolickiego kościoła. Odbywały się akurat rekolekcje dla młodzieży. Słuchałem tego, co mówiono, i dużo o tym myślałem. Miałem 16 lat, trudny charakter, bywałem agresywny. Wielu moich kolegów miało już kartoteki policyjne za różne rozboje i byłem na dobrej drodze, by do nich dołączyć. W kościele usłyszałem o Bogu, który mnie kocha i jest moim ojcem. To był szok, bo nie znałem swego ojca. Wychowywała nas mama, która jest Koreanką i nie wyznaje żadnej religii – daje świadectwo Aleksander.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.