Olek miał marzenie, by studiować. Kiedy o tym mówił, wszyscy stukali się w głowę. W Uzbekistanie, skąd pochodzi, na studia stać nielicznych. - Pan Bóg miał jednak dla mnie niesamowity plan - przyznaje chłopak
- Zacząłem marzyć o studiach. Wiedziałem, że po ludzku to marzenie niemożliwe do zrealizowania. Pochodzę z biednej rodziny, którą na opłacenie studiów nie byłoby stać. Wielu bogatszych od nas sąsiadów nie ma możliwości kształcenia swoich dzieci, a co dopiero moja mama, która wychowywała nas samotnie. Moje marzenie jednak powierzyłem Bogu. Powiedziałem: „jeśli Ty zechcesz będę studiował, jeśli masz dla mnie inny plan zgadzam się”. Wówczas jeden z księży przyszedł do mnie i powiedział, że mogę dostać stypendium i wyjechać na studia do Polski. Wydawało się, że moje marzenie jest na wyciągniecie ręki, ale oznaczałoby to, że nie przyjmę chrztu, bo został mi jeszcze rok przygotowań. Powiedziałem więc „nie”. Ksiądz nie mógł uwierzyć, że odrzucam taką okazję, ale ja czułem, że najważniejsze dla mnie jest zostać ochrzczonym, jeśli Bóg zechce da mi taką szanse za rok. Tak się stało, choć w parafii zmienili się księża i żaden nie znał mnie tak dobrze, dostałem znów propozycję wyjazdu na studia na KUL - opowiada Olek.
Żeby to było możliwe potrzeba było załatwić wiele dokumentów, zdobyć pieniądze na ich tłumaczenie, dostać uzbecki paszport i polską wizę. - Był taki czas, że wszystkie drzwi wydawały się zamknięte. Nie miałem dokumentów ani pieniędzy. Odczytałem to jako znak, że Pan Bóg ma dla mnie inny plan. Pogodziłem się z tym i w tym momencie w ciągu kilku dni te zamknięte drzwi się otworzyły. Kupiłem bilet na samolot. Pojechałem do Taszkientu po paszport, ale okazało się, że go nie ma. To była środa, a samolot miałem w poniedziałek. Stałem bezradny i mówiłem „Jezu ufam Tobie”. Wtedy obcy dla mnie urzędnik popatrzył na mnie i kazał czekać. Poszedł gdzieś i po godzinie wrócił z paszportem, który mi wręczył. To był cud. Potrzebowałem jednak jeszcze drugiego. Do paszportu potrzebna była wiza, którą można było dostać w polskiej ambasadzie czynnej tylko w środę do godz. 13.00. Była środa, ale po południu. Postanowiłem jednak zadzwonić. Okazało się, że konsul zna mnie z kościoła i zrobi wyjątek i otworzy dla mnie specjalnie ambasadę i wyda mi wizę. To był kolejny cud - mówi Olek.
Dla jego mamy i wszystkich znajomych ta historia stała się powodem do zastanowienia nad tym czy rzeczywiście Boga nie ma. - Ja chłopak z biednej rozbitej rodziny jechałem na studia na które nie było stać o wiele bogatszych od nas i to jechałem na studia do Europy, bez pieniędzy, bez znajomości za to z Pismem świętym i różańcem. To było coś! - cieszy się chłopak.
Trzy lata temu zaczął w Lublinie studiować krajoznawstwo i turystykę kulturową na KUL. Ostatnio od mamy dostał sms o treści „Dobrego dnia synku. Z Panem Bogiem”. To pierwszy raz, gdy jego mama użyła tego sformułowania. Wie, że kilkakrotnie pojechała też do kościoła. Może pójdzie drogą syna? Olek bardzo by chciał, by też spotkała Chrystusa.