Olek miał marzenie, by studiować. Kiedy o tym mówił, wszyscy stukali się w głowę. W Uzbekistanie, skąd pochodzi, na studia stać nielicznych. - Pan Bóg miał jednak dla mnie niesamowity plan - przyznaje chłopak
Angren rodzinne miasto Aleksandra Iwanova leży
- Wtedy sam nie wiedziałem dlaczego jest we mnie tyle uporu, by przyjąć zaproszenie koleżanki z klasy, która od dłuższego czasu namawiała mnie bym pojechał z nią do katolickiego kościoła - opowiada.
Dla większości Uzbeków chrześcijaństwo jest czymś nieznanym. Większość mieszkańców to muzułmanie, jest duża część niewierzących i nie przyznających się do żadnej religii i niewielki procent chrześcijan.
- W Angren na ulicy czasem pojawiali się świadkowie Jehowy zaczepiając ludzi na ulicy. Większość zaczepionych nie miała zielonego pojęcia o chrześcijaństwie i o tym, że są różne sekty, które z chrześcijaństwem można pomylić. Moja mama miała kilkakrotnie styczność ze świadkami Jehowy i uważała, że mój pomysł by udać się do kościoła katolickiego jest szalony - mówi Olek.
Wbrew wszystkiemu i wszystkim do kościoła pojechał. - To była parafia prowadzona przez ojców franciszkanów, gdzie akurat odbywały się rekolekcje dla młodzieży. Słuchałem tego, co mówiono i dużo o tym myślałem. Miałem 16 lat, trudny charakter, bywałem agresywny. Wielu moich kolegów miało już kartoteki policyjne za różne rozboje i ja byłem na dobrej drodze by do nich dołączyć. W kościele usłyszałem co Bogu, który mnie kocha i jest moim ojcem. To był szok, bo ja nie znałem swego ojca. Wychowywała nas mama, która jest Koreanką i nie wyznaje żadnej religii - daje świadectwo Aleksander.
Jako młody chłopak zadawał mamie dużo pytań związanych z sensem życia i śmierci. - Pytałem ją co się z nami dzieje jak umieramy. Mama odpowiadała, że nic, że po prostu znikamy. Nie chciałem w to wierzyć, wydawało mi się, że to niemożliwe. W kościele usłyszałem o Jezusie, o Jego śmierci i zmartwychwstaniu i o tym, że jest niebo, do którego można się dostać. Doznałem nieopisanej ulgi, spokoju i radości - mówi.
Od tamtej pory co niedziela wstawał o świcie, wsiadał w autobus i jechał do kościoła do Taszkientu, gdzie się modlił i z młodymi podobnymi do siebie tworzył wspólnotę. Jezus stał mu się tak bardzo bliski, że zapragnął przyjąć chrzest. Przygotowania do takiej uroczystości miały trwać 3 lata.
- Franciszkanie pochodzili z Polski. Uczyli więc nas po polsku różnych modlitw, a dla chętnych w wakacje organizowali szkołę języka polskiego. Wiedziałem, że mój pradziadek był Polakiem zesłanym na Sybir. Żadnych więcej wiadomości nie mieliśmy, bo i z ojcem kontaktu nie było, ale ten fakt sprawiał, że Polska stawała mi się jeszcze bliższa, nie tylko z powodu księży, którzy pochodzili z Polski, ale i z powodu moich korzeni – opowiada.
Wraz ze spotkaniem Jezusa zmieniło się życie Olka. Nie chciał, jak wielu jego rówieśników wejść w konflikt z prawem, chwytać się dorywczych prac i doświadczać braku stałego zajęcia.