Przyjaciel cenniejszy niż złoto

Kiedy mieli spotkać się po raz pierwszy, nie wiadomo, kto bał się bardziej. Krystian, który chował się za firanką, czy Agnieszka z Jarkiem, którzy chcieli się z nim zaprzyjaźnić.

- Staraliśmy wczuć się w jego sytuację. Od kilku lat mieszka w domu dziecka, bo w rodzinie nie miał szans na względnie normalne życie. I nagle przychodzą jacyś obcy ludzie, by się z nim spotkać. Czego chcą, jacy są, czy znowu mnie zawiodą, jak wielu dorosłych z mojej przeszłości? Różne pytania mogły przechodzić mu przez głowę. Zresztą my też się baliśmy, czy mu się spodobamy, czy zdołamy nawiązać z nim kontakt, czy w końcu potrafimy dać mu choćby namiastkę poczucia przynależności do jakiejś rodziny - mówią Agnieszka i Jarek Lewiccy, którzy stali się zaprzyjaźnioną rodziną dla Krystiana.

Zaczęło się wszystko trzy lata temu, gdy Agnieszka coraz bardziej czuła w sobie potrzebę, by robić coś więcej niż tylko pracować i miło spędzać czas ze swym mężem Jarkiem.

- Nie mamy dzieci, ale czułam, że możemy swoją uwagą i przyjaźnią obdarzyć kogoś, kto tego potrzebuje. Do głowy przyszedł mi pomysł, by zostać wolontariuszem w domu dziecka. Powiedziałam o tym Jarkowi, który zostawił mi wolną rękę - opowiada Agnieszka.

Jarek miał czekać na korytarzu, gdy żona poszła na rozmowę, ale jak pani dyrektor dowiedziała się, że przyszli razem, jego także zaprosiła do gabinetu.

- Można więc powiedzieć, że przez przypadek włączyłem się z żoną w wolontariat. Dowiedzieliśmy się o programie zatytułowanym „Tęsknię za rodziną”, który uruchomił dom dziecka, by dać swoim dzieciakom szanse na wyjście z zamkniętego kręgu i zobaczenia, że są ludzie, którzy żyją inaczej niż ich biologiczne rodziny - mówi Jarek.

Pomysł na program zrodził się z tego, że każdy uczy się przez modelowanie. Najwięcej otrzymujemy w rodzinie, ale możemy czerpać również z innych wzorów osobowych. Podglądamy przyjaciół, krewnych i bierzemy z nich to, co uważamy za najlepsze. Sprawdzone rozwiązania przenosimy do swoich rodzin.

- Dzieci z placówek opiekuńczo-wychowawczych mają z tym problem, dlatego tak ważne jest, by mogły zobaczyć jak wygląda życie poza placówką - tłumaczą pracownicy Domu Dziecka im. Ewy Szelburg-Zarembiny w Lublinie.

Rodziną zaprzyjaźnioną zostali więc Agnieszka i Jarek, którzy pod swoją opiekę dostali Krystiana.

- Początki były trudne, bo przecież byliśmy sobie obcy. Pojechaliśmy wspólnie z dzieciakami na wycieczkę rowerową. Krystian starał się trzymać z dala od nas, ale czuliśmy, że się nam przygląda. W drodze powrotnej zaczął z nami rozmawiać. Pierwsze lody pękły - wspominają małżonkowie. Potem już jakoś poszło.

- Nie robiliśmy nic nadzwyczajnego, bo nie o to chodzi. Przychodziliśmy, by się z nim spotkać, porozmawiać. Zabieraliśmy go na lody, spacer, mecz piłki nożnej. Zapraszaliśmy do naszego domu, gdzie wspólnie przyrządzaliśmy posiłki, oglądaliśmy jakieś filmy, pracowaliśmy w ogródku. Zwyczajne rzeczy, w które włączaliśmy Krystiana, gdy było to możliwe - mówią państwo Lewiccy.

Na co dzień Krystian mieszka dalej w domu dziecka, ale wie, że ma przyjaciół, na których może liczyć, do których może zadzwonić, z którymi spędza wolny czas, święta, ważne uroczystości.

- Nasze spotkania są różne i o różnej częstotliwości. Oboje pracujemy i mamy różne obowiązki. Podobnie jest z Krystianem, który chodzi do szkoły i ma swoje zobowiązania na terenie placówki. Czasem więc spotykamy się co tydzień, czasem rzadziej, czasem częściej. Zależy od możliwości i okoliczności, ale mamy nadzieję, że Krystian wie, że w razie potrzeby może na nas liczyć - mówi Agnieszka.

Takich rodzin, czy osób dorosłych, które chciałyby wejść w przyjacielskie relacje z dziećmi, domy dziecka potrzebują wielu.

- Nasze dzieci w każdym wieku potrzebują przyjaźni i dobrych wzorców. To wcale nie jest tak, że tylko maluchy są zdolne się z kimś zaprzyjaźnić. Mamy w naszej placówce chłopca, który zdaje maturę. Mimo tego, że jest dorosły wiemy, że chętnie wszedłby w takie relacje, by móc z kimś pogadać, poradzić się, zadzwonić do kogoś, by podzielić się radością czy smutkiem. Człowiek zawsze do szczęścia potrzebuje drugiego człowieka na wyłączność, a dom dziecka tego nie zapewnia. Wychowawcy, nawet najbardziej oddani i wrażliwi, nie są w stanie być na wyłączność. Nasi podopieczni potrzebują zaprzyjaźnionej rodziny, która będzie tylko jego, która jak przyjdzie do naszej placówki w odwiedziny, to przyjdzie do jednej konkretnej osoby, a nie do wszystkich - wyjaśnia Sławomir Piotrowski dyrektor Domu Dziecka nr 2 w Lublinie.

Osoby, które zdecydują się zostać rodziną zaprzyjaźnioną mogą liczyć na wsparcie ze strony domu dziecka, psychologa i wychowawców.

Zainteresowani mogą się zgłaszać się w biurze Centrum Administracyjnego im. Ewy Szelburg-Zarembiny w Lublinie przy Al. Racławickich 22 lub kontaktować się telefonicznie i elektronicznie: tel. 81 5320830, e-mail: sekretariat@ddesz.lublin.eu

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..