Ks. Mariusz Lach: Jestem trochę zmęczony doraźnością oraz takim społecznym i politycznym wymiarem teatrów współczesnych. Zmęczony jestem również graniem tego, co za chwilę przeminie.
Ks. dr Mariusz Lach SDB, kierownik Teatru ITP oraz pracownik Katedry Dramatu i Teatru KUL, mówi o ponadczasowych wartościach, aktorach i wartości spotkania.
Ks. Rafał Pastwa: Zacznijmy od spektaklu „Ifigenia”...
Ks. Mariusz Lach: Jestem trochę zmęczony doraźnością oraz takim społecznym i politycznym wymiarem teatrów współczesnych. Zmęczony jestem również graniem tego, co za chwilę przeminie. Dlatego staram się robić w teatrze rzeczy uniwersalne, ponadczasowe i te, które mnie poruszają. Poruszam się zatem wobec tematu wyboru, życia i śmierci, wartości.
Uważasz, że powrót do antyku to dobra opcja na dziś?
Czytając utwory Sofoklesa i Eurypidesa, po raz kolejny uświadomiłem sobie, że to są piękne i ponadczasowe rzeczy. Przedstawienie tych autorów młodzieży jest trudne, ten język jest często dla młodych ludzi niestrawny, zderza się z ich doświadczeniem kultury, także z ich znajomością kultury i historii. Dlatego zawsze robię teatr autorski, z językiem współczesnym. Poprosiłem znajomą, aby napisała tekst o kobiecie antycznej. Zaczęliśmy szukać. Jako że Ifigenia jest słabo znana, chcieliśmy ją przybliżyć. Nawiązujemy do teatru antycznego - jest jeden czas, jedno miejsce i jedność akcji.
Wyszedł z tego spektaklu niezły kryminał.
Agamemnon zostaje zamordowany na samym początku przedstawienia. Potem giną kolejne osoby, pojawia się detektyw z posterunkowym, jest pani patolog. Całość dzieje się w rodzinie, która jest ładna na zewnątrz, utytułowana, ustawiona finansowo, ale po śmierci Ifigenii matka nie ma kontaktu z innymi dziećmi. Dochodzi do wielu dramatycznych sytuacji. Pokazuję, że tamte dramaty obecne są również dzisiaj. Tu akurat pojawia się temat ofiary za innych czy udziału w wojnie.
Jak się zaczęła Twoja przygoda z teatrem?
Salezjanie kładą duży nacisk na wychowanie poprzez muzykę, teatr i sport. Będąc w seminarium w Łodzi, zetknąłem się z teatrem, robiłem musicale z młodzieżą i aktorami z łódzkiej filmówki. Przełożeni skierowali mnie na studia na KUL, chcieli, żebym szybko zrobił polonistykę i wrócił uczyć do jednej ze szkół prowadzonych przez salezjanów. Po semestrze dwie koleżanki ze studiów mnie zmobilizowały, żeby coś zrobić na katolickim uniwersytecie pod kątem teatru. Początkowo była to mała grupa, 16 lat temu wystawiliśmy spektakl „Perła” w ramach „Kulturaliów”.
ITP?
Musieliśmy się jakoś zarejestrować, żeby otrzymać choćby klucz do sali na próbę. Zawiązaliśmy agendę studencką. Jako że był na KUL teatr polonistów z długą historią i tradycją, a my nie byliśmy ich kontynuatorami, więc wymyśliłem roboczą nazwę „Inicjatywa Teatralna Polonistów”, dając ludziom miesiąc na wymyślenie czegoś innego. Nic lepszego jednak nie wymyśliliśmy i zostało „ITP”. A dzisiaj skróty są bardzo modne. Niektórzy nawet wymawiają go po angielsku: „ajtipi” (śmiech).
Jak wygląda nabór do teatru?
Jest casting. Trzeba przyjść, zaśpiewać, bo jesteśmy teatrem muzycznym. Mamy bardzo wielu chętnych. Ostatnio przyjęliśmy 7 osób, z czego dwie zrezygnowały po kilku miesiącach, bo zauważyły, że nie dostaną szybko głównej roli. Większość nowych aktorów wystąpi za kilka miesięcy w chórkach w musicalu „Prorock”.
Obszerna rozmowa z ks. Mariuszem Lachem w 26. numerze „Gościa Niedzielnego”.