Dziś Ruch Światło-Życie uważają za jeden z największych darów, jakie otrzymali. Co dla młodych oznacza pójście drogą ks. Franciszka Blachnickiego - mówią uczestnicy rekolekcji w Lublinie.
Szymon Mogielski, Szczecin:
- Jestem w oazie od... poczęcia. Moi rodzice pojechali na swoje pierwsze rekolekcje, gdy mama była ze mną w ciąży. Można więc powiedzieć żartobliwie, że nie miałem wyjścia, a oazę wyssałem z mlekiem matki. To jednak nie tak. Jako dziecko jeździłem na rekolekcje z rodzicami i bardzo to lubiłem. Było dużo dzieci, śpiewania, wspólne posiłki. Było inaczej niż w domu, bo wszystko robiło się z dużą grupą ludzi. Kiedy jednak podrosłem, nadszedł czas na to, by szukać swojej drogi. Nie wystarczało mi już towarzyszenie rodzicom, chciałem sam doświadczać własnych rekolekcji. Pojechałem więc na rekolekcje młodzieżowe i wtedy zrozumiałem zachwyt nad Panem Bogiem, jaki zawsze był w moich rodzicach. Ku mojej radości, w oazie spotkałem wielu znajomych, którzy - podobnie, jak ja - jeździli ze swoimi rodzicami na rekolekcje, a także całkiem nowych ludzi, z którymi dziś jestem zaprzyjaźniony.
Angelika Przeciszowska, Piła:
- U mnie w domu często słyszałam, żebym zapisała się do oazy. Moja mama, jako młoda dziewczyna, była w oazie i był to dla niej piękny czas, więc chciała, bym i ja miała podobne doświadczenia. Nie mogłam już tego słuchać. Powiedziałam sobie, że w oazie to ja się nie pojawię. Od najmłodszych lat gram w siatkówkę. Jestem w drużynie, co oznacza liczne treningi i wyjazdy na mecze. Był taki czas, że przez miesiąc w każdą niedzielę mieliśmy rozgrywki poza Piłą i nie mogłam uczestniczyć w Mszy św. Poczułam wtedy wielką tęsknotę, by pójść do kościoła. Kiedy przyszłam na Eucharystię, poczułam, że to za mało, że chcę czegoś więcej - chcę być blisko Jezusa na co dzień. No i wtedy pomyślałam o oazie. Pojawiłam się na spotkaniu wspólnoty, pojechałam na rekolekcje i zrozumiałam moją mamę, że oaza otwiera przede mną nowe możliwości w relacjach z Panem Bogiem.
Michalina Zabielska, Siedlce:
- Ja też jestem oazowym dzieckiem. Moi rodzice, odkąd pamiętam, byli w Domowym Kościele i jeździliśmy na rekolekcje. Wraz z moim rodzeństwem trzymaliśmy się razem i bardzo lubiliśmy ten czas. O Panu Bogu w naszym domu często się mówiło, modliliśmy się razem, czytaliśmy Pismo Święte. Odbywało się to jednak w wielkiej wolności. Rodzice nas zapraszali do udziału w ich życiu religijnym, ale nie przymuszali. Mówili, że sami musimy wybrać swoją drogę. Któregoś razu, gdy zapisali się na rekolekcje, powiedzieli, że jadą sami, a my mamy znaleźć sobie jakąś wspólnotę dla siebie, jeśli chcemy. Możliwości było wiele, ale ja wiedziałam od razu, że chcę spróbować w oazie. Tak zaczęła się moja własna droga i własne rekolekcje, bez których już nie wyobrażam sobie wakacji.