Pielgrzymi po sześciu dniach drogi weszli na św. Krzyż. To był dla wielu najtrudniejszy etap w dotychczasowym pielgrzymowaniu.
Wstali bardzo wcześnie, ze świadomością, że przed nimi wielkie wzywanie. - Wejście na św. Krzyż ma symboliczne znaczenie - mówi "brat" Paweł pielgrzymujący na Jasną Górę siódmy raz. - Zawsze jest trudno. Ten trud jednak odczuwalny jest nie tylko w mięśniach, ale także w głowie - zaznacza.
W drodze na św. Krzyż, po raz pierwszy na trasie pielgrzymki można było razem zobaczyć aż 18 pielgrzymujących grup. Razem, wspominając Drogę Krzyżową Jezusa Chrystusa, weszli na górę, która symbolizuje połowę pielgrzymki. Choć szli razem i razem słuchali konferencji "Co to znaczy nawracać się?", to jednak tak naprawdę, każdy szedł sam. - To był czas dla samego siebie, czas do rozmyślań, przełamywania swoich słabości, czas rozmowy z Bogiem - mówią pielgrzymi.
Pielgrzymi po dotarciu na św. Krzyż uczestniczyli w Eucharystii, której przewodniczył po raz pierwszy abp Stanisław Budzik.
Arcybiskup w homilii nawiązując do dzisiejszej Ewangelii przypomniał, że krzyk „Panie, ratuj mnie” to nie tylko słowa Piotra, ale każdego z nas w chwilach słabości. - Jezus nie pozwoli nam zginąć w odmętach tego świata. On przemienia nasze trudności sprawiając, że chwytając Jego dłoń daje nam siłę – podkreślał arcybiskup.
Pielgrzymi po przejściu 36 km nocują dziś w Podłysicy i Bielinach.