O transformacji ustrojowej w Rumunii, mniejszości katolickiej w swoim kraju oraz o relacjach ekumenicznych z Kościołem prawosławnym w rozmowie z KAI opowiada abp Ioan Robu, którego gościł abp Stanisław Budzik.
Ks. Adam Jaszcz: Przybywa Ksiądz Arcybiskup z kraju pełnego malowniczych krajobrazów, tradycyjnych zwyczajów, historycznych zabytków, gdzie zaledwie kilka procent mieszkańców stanowią katolicy. Jak Ksiądz Arcybiskup czuje się w Polsce?
Abp Ioan Robu*: Przyjechałem do Polski na zaproszenie biskupa Krzysztofa Nitkiewicza, który jakiś czas temu odbył podróż do Rumunii. Jest to więc rewizyta, w czasie której pragnę poznać lepiej diecezję mojego przyjaciela. Przyglądając się diecezji sandomierskiej mam okazję wypracować sobie własną wizję Kościoła w Polsce, lepiej poznać jego radości i troski.
Ten obraz może zostać uzupełniony poprzez odwiedziny w archidiecezji lubelskiej. Ma więc Ekscelencja okazję poznać stolicę metropolii, do której należą trzy diecezje wschodniej ściany Polski.
Krótka podróż samochodem ulicami Lublina uświadomiła mi, że odwiedzam naprawdę piękne miasto. W planie mojej wizyty nie zabrakło też Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Jestem pełen podziwu, że w trudnych latach komunizmu ta uczelnia zachowała swoją podmiotowość i katolicką tożsamość. Nawet więcej, przeżywała swój rozkwit intelektualny, a nawet materialny. Myślę jednak, że najważniejszym skarbem uniwersytetu są kolejne pokolenia młodych ludzi, którzy tutaj zdobywali formację duchową i intelektualną.
Sytuacja w kraju, w którym pełni Ksiądz pasterską posługę, jest zróżnicowana, a przez to skomplikowana etnicznie, narodowościowo oraz społecznie. Z jakimi problemami Kościół katolicki w Rumunii musi się mierzyć na co dzień?
Pomijając aspekty polityczne i nie wchodząc w szczegóły muszę stwierdzić, że ciągle borykamy się z problemami ekonomicznymi, mimo dziesięcioletniej przynależności do Unii Europejskiej. Czasem mam wrażenie, że w moim kraju doświadczamy niekończącej się transformacji ustrojowej, ciągle oczekując na poprawę wyników gospodarczych i poziomu życia naszych obywateli.
Jeśli chodzi o sytuację Kościoła katolickiego w Rumunii, jesteśmy mniejszością, a nasi wierni przynależą do obrządku łacińskiego lub obrządków wschodnich, zwłaszcza greckokatolickiego. Razem jest nas ponad milion w społeczeństwie liczącym 28-29 milionów mieszkańców, chociaż jest to trudne do oszacowania, ponieważ kilka milionów Rumunów żyje na emigracji. Najczęściej wyjeżdżają w poszukiwaniu lepszego życia do Włoch i Hiszpanii.
Po upadku komunizmu w Europie Wschodniej w 1989 roku Kościół katolicki w Rumunii zreorganizował swoje struktury. Wcześniej przez czterdzieści lat celowo i programowo dewastowano instytucje diecezjalne, aby sparaliżować naszą działalność. Kościół greckokatolicki został uznany za organizację o charakterze nielegalnym. Na sześć istniejących diecezji, mających swoje historyczne oraz kulturowe dziedzictwo, rozwinięte struktury i gorliwych wiernych, pozwolono na istnienie tylko dwóch: Jassy-Bukaresztu oraz Alba Iulia.
W nowych realiach mogliśmy zorganizować struktury administracyjne, zarówno w diecezjach, jak i w parafiach, na przykład parafialne Caritas. Na nowo tworzyliśmy szkoły katolickie oraz duszpasterstwo młodzieży. Wszystko to było konieczne, by skutecznie realizować misję Kościoła. Te struktury nie są oczywiście pozbawione wad, ale skutecznie i owocnie służą katolikom w Rumunii.
Moim zmartwieniem jest natomiast szybkie starzenie się społeczeństwa, co widać także w naszych wspólnotach parafialnych. Wielu młodych, jak już wspomniałem, emigruje na Zachód. Także mniejszość katolicka traci swoich wiernych. W parafiach odczuwamy już dotkliwy brak młodzieży i dzieci.