Metropolita Bukaresztu z wizytą w Lublinie

O transformacji ustrojowej w Rumunii, mniejszości katolickiej w swoim kraju oraz o relacjach ekumenicznych z Kościołem prawosławnym w rozmowie z KAI opowiada abp Ioan Robu, którego gościł abp Stanisław Budzik.

Pewnie ma to wpływ także na powołania.

Owszem, choć muszę powiedzieć, że póki co mamy wystarczającą liczbę kandydatów do kapłaństwa. Będą oni w stanie zaspokoić potrzeby w diecezjach. Nie zmienia to jednak faktu, że z każdym rokiem coraz mniej młodych zgłasza się do seminarium i jest to powód do niepokoju. Szczerze mówiąc, nie spodziewaliśmy się, że kryzys powołań kiedykolwiek nas dotknie, pewnie podobnie jak Kościół w Polsce. Przez kolejne dziesięciolecia w seminariach nie istniał problem braku powołań.

W archidiecezji Bukaresztu pracuje obecnie dziewięćdziesięciu kapłanów w sześćdziesięciu sześciu parafiach. Wszystkie parafie mają swoich proboszczów, w wielu z nich posługują wikariusze. Moja diecezja nie jest duża, chociaż jej stolicą jest dwumilionowe miasto. Nasi księża pracują też w innych krajach jako kapłani fidei donum.

W kraju Księdza Arcybiskupa większość chrześcijan stanowią wyznawcy prawosławia, prawie 85% społeczeństwa. Jak układają się wasze relacje?

Relacje między naszymi wiernymi, zarówno z jednego, jak i z drugiego Kościoła, są bardzo dobre. Od pewnego czasu istnieje jednak problem w kontaktach między hierarchami. W 2008 roku obecny patriarcha Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego wprowadził nowe normy odnośnie kontaktów z katolikami i protestantami. Nie są więc już możliwe wspólne spotkania modlitewne. Kiedyś spotykaliśmy się razem, przede wszystkim w ramach Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Duchowni naszych wyznań wspólnie celebrowali sakramenty chrztu oraz małżeństwa. Dzisiaj już nie jest to możliwe. Powiem tak: do niedawna w naszych ekumenicznych relacjach mieliśmy wiosnę, teraz co prawda może nie jest to jeszcze zima, ale o jesieni możemy już chyba mówić. Mam jednak nadzieję, że ta sytuacja jak najszybciej ulegnie poprawie. Pory roku przecież się zmieniają.

Czy według Księdza Arcybiskupa Rumuni dobrze wykorzystali dar wolności, który podobnie jak w przypadku Polaków, stał się ich udziałem po 1989 roku?

Myślę, że z daru wolności dobrze skorzystał Kościół. Mówiłem już o tworzeniu nowych struktur i reorganizacji. Wraz z upadkiem komunizmu pojawiło się jednak niepohamowane dążenie do źle rozumianej wolności. Myślę, że jako społeczeństwo niekoniecznie byliśmy dobrze przygotowani na ten dar. Czasem brakowało kręgosłupa moralnego, który chroniłby przed wypaczonym rozumieniem wolności. Wielu ludzi weszło błyskawicznie na drogę konsumpcjonizmu, zapominając o wartościach, które były fundamentem naszych wyborów, gdy walczyliśmy o wolność w okresie komunizmu. Mam na myśli chociażby cnotę solidarności, która teraz została wyparta przez indywidualizm i brak poczucia przynależności do wspólnoty. Przed rokiem 1989 ludzie bardziej cenili sobie wiarę i przynależność do Kościoła.

Religijność Rumunów jest raczej ludowa, oparta na pewnych tradycjach, lokalnej obrzędowości. Często brakuje w tym wszystkim odniesienia do nauczania Kościoła, co objawia się chociażby w kryzysie rodziny oraz w braku poszanowania życia nienarodzonych. Kapłani próbują przeciwdziałać tym prądom poprzez intensywną katechezę i pracę duszpasterską. Tak jak w Ewangelii, Siewca sieje ziarno, mając świadomość, że jedno padnie na drogę i zostanie podeptane, inne na skałę, inne między ciernie. Zawsze jednak jakieś ziarno padnie na ziemię żyzną. I to właśnie jest źródłem naszej nadziei.

 

*Abp Ioan Robu (ur. 1944) jest arcybiskupem metropolitą Bukaresztu. Studiował teologię moralną na Akademii Alfonsjańskiej w Rzymie, gdzie w 1977 roku uzyskał doktorat. Po powrocie do kraju pełnił funkcję proboszcza w Buzău. W 1984 roku przyjął święcenia biskupie i został mianowany administratorem apostolskim archidiecezji Bukaresztu, a od 1990 roku jest jej arcybiskupem. Kilkakrotnie pełnił funkcję przewodniczącego Konferencji Episkopatu Rumunii.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..