Nie podoba mi się modlitwa w formule "do granic". Nie widzę też potrzeby odmawiania różańca na granicy, bo według mnie modlitwa nie zna granic. Ale też nie gotuje się we mnie krew w związku z tym, że ktoś się modli w intencji pokoju w lesie, na łące czy na plaży.
Nie uczestniczyłem w Różańcu do Granic nad Bugiem, ani na lotnisku. Nawet na plaży. Nie podoba mi się modlitwa w formule „do granic”. Nie widzę też potrzeby odmawiania różańca na granicy, bo według mnie modlitwa nie zna granic. (W tym czasie zresztą, od 1 do 8 października odbywał się III Tydzień Modlitw za Uchodźców - Umrzeć z nadziei). Ale też nie gotuje się we mnie krew w związku z tym, że ktoś się modli w intencji pokoju w lesie, na łące czy na plaży. Choć dobrym miejscem na odmawianie różańca jest kościół czy własny pokój.
Mam jednak nadzieję, że osoby, które poszły na granicę odmawiać różaniec w intencji pokoju po uprzedniej konferencji, Mszy św. i adoracji Najświętszego Sakramentu wiedzą, że to dopiero początek. Bo potem trzeba być jeszcze bardziej słoną solą. Na co dzień.
Jak podkreśla Gerhard Gnauck, warszawski korespondent „Die Welt” – akcja modlitewna na granicy wskazuje na istnienie „fundamentalnego niepokoju, jaki ogarnął wiele społeczeństw”. Korespondent zauważa, jak podaje Rzeczpospolita – iż w Polsce ludzie się modlą, a w Niemczech dyskutują. Idealnie by było, gdyby nad Wisłą wychodziło nam i jedno i drugie.
W dobie kultury budowania na nieufności – na jej istnienie wskazuje Edelman Trust Barometer z 2017, nie wolno lekceważyć ludzkich lęków i niepokojów. Ośmieszanie czy obrażanie uczestników akcji Różaniec do Granic wcale nie jest powodem do chluby. Raczej należy słuchać ludzi i próbować odbudować kulturę dialogu. Może warto się zastanowić czy modlitwa na granicy nie była przejawem nieufności wobec szeregu instytucji, osób i fundamentalnego niepokoju.
Janusz Palikot napisał na swoim blogu: „Doprawdy akcja „Różaniec do granic” to coś tak zawstydzającego i ośmieszającego nas wszystkich, że doprawdy nie wiem co jeszcze bardziej kuriozalnego może się zdarzyć. Wstyd za rezygnację z rozumu, oświecenia, tradycji europejskiej. Jesteśmy jak wieśniak na stacji metra, modlący się o to, aby pociąg się na niego nie gniewał. I nie spóźniał więcej. Istne kuriozum”.
Ten wpis to nie powód do obrażania się, ale do podjęcia wysiłku budowania kultury dialogu. Bez agresji i pogardy.
Czytaj także: