Podziwiam osoby, które większość swojej energii poświęcają na walkę z wydrążoną dynią. Są przekonani, że dynia skupia w sobie magiczną moc, najciemniejszą z ciemnych
W mediach społecznościowych trafiłem na kilka wpisów o takiej treści: „W podstawówkach w całej Polsce trwa walka dobra ze złem, czyli „Holy Wins” z Halloween. Wielu katechetów i dyrektorów chce, by świętować, ale po bożemu - dzieci mają przebierać się za świętych, a nie za wampiry”.
Henryk Przondziono /Foto Gość Podziwiam osoby, które większość swojej energii poświęcają na walkę z wydrążoną dynią. Są przekonani, że dynia skupia w sobie magiczną moc, najciemniejszą z ciemnych. A przecież każdy katecheta (i nie tylko) powinien wiedzieć, że rzeczy nie działają same z siebie – nawet medalik czy różaniec poświęcony przez księdza.
Nie oznacza to, że nie widzę ewentualnych zagrożeń płynących z implantacji Halloween do kultury, w której przeżywanie świąt w rodzinnej atmosferze słabnie. Życie nie znosi pustki. W miejsce zanikającego obrzędu lub praktyki pojawi się coś nowego.
Ale bal wszystkich świętych czy orszak dzieci ubranych w alby i pelerynki nie stanie się skutecznym narzędziem w przezwyciężaniu „nowego” rytuału w ponowoczesnym świecie.
Może warto zwrócić uwagę i promować to, co jest siłą i pięknem chrześcijaństwa, zamiast tworzyć kolejną akcję skierowaną przeciw komuś lub czemuś. Mamy znacznie więcej do zaoferowania niż tylko sprzeciw i kontrę.
Zamiast walczyć z Halloween za pomocą orszaków czy balów może warto zacząć rozmawiać o rzeczach poważnych i trudnych w naszych domach.