W Izbicy odbędzie się chlubna uroczystość pod patronatem prezydenta Andrzeja Dudy z udziałem lokalnej społeczności, samorządowców i duchowieństwa.
W najbliższą niedzielę 3 grudnia o godz. 12 na rynku w Izbicy odbędzie się uroczystość odsłonięcia monumentu upamiętniającego brawurową akcję przedostania się Jana Karskiego do getta-obozu tranzytowego w Izbicy koło Krasnegostawu w 1942 r. oraz zdobycia wiedzy naocznego świadka zbrodni Holocaustu, która weszła do raportu przekazanego przywódcom Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych Ameryki wraz z apelem ratowania mordowanego przez niemieckiego okupanta narodu żydowskiego.
Na uroczystość zapraszają m.in.: rodzina Jana Karskiego, Towarzystwo Jana Karskiego, wójt gminy Izbica i wojewoda lubelski. Weźmie w niej udział również bp Mieczysław Cisło, który będzie reprezentował bp. Rafała Markowskiego, przewodniczącego Rady ds. Dialogu Religijnego i Komitetu ds. Dialogu z Judaizmem KEP. - Jan Karski jest piękną postacią, wyjątkową wizytówką społeczeństwa polskiego. To Polak, któremu nie był obojętny los Żydów. Potrzeba nam i dziś takich Karskich w dialogu, w reagowaniu na niepokojące i naganne zjawiska - mówi bp Cisło.
Biskup pomocniczy archidiecezji lubelskiej przez 10 lat pełnił funkcję przewodniczącego Rady ds. Dialogu Religijnego i Komitetu ds. Dialogu z Judaizmem. W tym czasie, jak podkreśla, "wszedł w dziedzictwo dialogu i więzi". - Dzisiaj trzeba na nowo przypominać o dialogu. Trzeba edukować, bo inaczej będą się powtarzać zachowania agresywne na tle rasowym, religijnym czy innym. Jeśli komuś brakuje wiedzy, to swoją agresję i frustrację przenosi na innych. W niektórych środowiskach klimat przedwojenny jest przenoszony na czasy współczesne - podkreśla z niepokojem bp Mieczysław.
Zdaniem ks. kan. Jarosława Wójcika, proboszcza parafii św. Zofii w Tarnogórze, uroczystość upamiętniająca 75. rocznicę wejścia Jana Karskiego na teren obozu w Izbicy jest istotna z wielu powodów. - Przede wszystkim ważne jest przypominanie takich postaw, choć ta postać jest tu dobrze znana - uważa.
Uroczystość, która rozpocznie się o godz. 12 na rynku w Izbicy, kontynuowana będzie w Domu Kultury w Tarnogórze. Wystąpią tam m.in. dzieci i młodzież ze szkoły w Orłowie Murowanym.
Jan Karski, właściwie Jan Kozielewski (1914-2000), wychowany w rodzinie katolickiej, absolwent prawa na UL, był emisariuszem i kurierem politycznym w czasie wojny. Gdy zdobył informacje od przedstawicieli społeczności żydowskiej, dwukrotnie wszedł na teren getta warszawskiego. Postanowił wejść także na teren obozu zagłady. W przebraniu strażnika ukraińskiego formacji pomocniczej SS dostał się do obozu, z którego Niemcy transportowali Żydów na śmierć. Początkowo myślał, że to obóz w Bełżcu, potem okazało się, że to obóz tranzytowy w Izbicy. Muzeum - miejsce pamięci w Bełżcu. W ciągu niespełna roku - od lutego do grudnia 1942 r. - zamordowano tu pół miliona Żydów ks. Rafał Pastwa /Foto Gość
Na podstawie materiałów, które zdobył, sporządzał wraz ze swoim bratem Marianem raporty dla przedstawicieli państw alianckich. Podczas zdawania relacji prezydentowi F.D. Rooseveltowi - jak pisała Aleksandra Klich w 2010 r. w artykule "Jak katolik został żydem" - J. Karski miał usłyszeć: "Policzymy się z Niemcami po wojnie. Panie Karski, proszę mnie ewentualnie wyprowadzić z błędu, ale czy Polska jest krajem rolniczym? Czy nie potrzebujecie koni do uprawy waszej ziemi?". Emisariusz z Polski kontaktował się z wybitnymi osobistościami, ale nie był z tymi opowieściami na Zachodzie traktowany poważnie, uważano go także za przedstawiciela propagandy polskiego rządu na emigracji.
Dopiero z książki J. Karskiego, zatytułowanej "Story of a Secret State", społeczeństwo amerykańskie dowiedziało się w 1944 r. o cierpieniach Polaków, zagładzie Żydów i znaczeniu polskiego państwa podziemnego. Po wojnie był wielokrotnie odznaczany, stopniowo odkrywano jego bohaterstwo.
To fragment wspomnienia Jana Karskiego z pobytu w obozie w Izbicy na podstawie materiałów Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi:
„Obóz, jak się zorientowałem, obejmował teren około półtora kilometra kwadratowego płaskiego terenu. Otoczony był solidnym ogrodzeniem z drutu kolczastego, rozpiętego kilkoma rzędami pomiędzy drewnianymi słupami. Ogrodzenie miało ponad dwa i pół metra wysokości. Po zewnętrznej stronie przechadzały się patrole w odstępach około pięćdziesięciometrowych. Po stronie wewnętrznej strażnicy z bronią stali co jakieś piętnaście metrów. Za drutami stało kilkanaście baraków. Przestrzeń pomiędzy nimi wypełniał gęsty, falujący tłum. Więźniowie tłoczyli się, przekrzykiwali. Z kolei strażnicy starali się utrzymywać ich we względnym porządku. Po lewej stronie od bramy (...) był tor kolejowy, a właściwie rodzaj rampy. Prowadził od niej do ogrodzenia chodnik zbity z desek. Na torowisku stał pociąg złożony z około trzydziestu wagonów towarowych. Były brudne i zakurzone. (...) Tłum pulsował jakimś obłędnym rytmem. Wrzeszczeli, machali rękami, kłócili się i przeklinali. Zapewne wiedzieli, że niedługo odjadą w nieznane, a strach, głód i pragnienie potęgowały uczucie niepewności i zwierzęcego zagrożenia. Ludzie ci zostali wcześniej ograbieni z całego skromnego dobytku, jaki im pozwolono zabrać ze sobą w tę podróż. Było to pięć kilogramów bagażu. (...) Pobyt w obozie nie trwał długo. Zazwyczaj nie dłużej niż cztery dni. Potem pakowano ich w wagony na śmierć. Podczas pobytu w obozie prawie nie otrzymywali jedzenia. Zdani byli na własne zapasy... Baraki obozowe mogły pomieścić mniej więcej połowę więźniów. Drugie tyle pozostawało na dworze. Powietrze wypełniał odór ludzkich odchodów, potu, zgnilizny i brudu”.
Czytaj także: