Andrzej Demczuk mówi o swojej rodzinie, pomyśle na biznes, wolontariacie w Seattle, wychowaniu dzieci do poszanowania pracy i oczywiście o sieci „Plackarnia”.
Tak, choć nie są to proste sprawy, ale Oliwia, mimo sześciu lat, jest dojrzałym dzieckiem. Stawia mądre pytania, a my odpowiadamy wprost.
Mówi do was „mamo”, „tato”?
Tak.
A jak wygląda relacja ze starszymi braćmi?
Na początku młodszy z braci był nieco zazdrosny, a teraz jest zupełnie inaczej. Obaj są bardzo opiekuńczy w stosunku do Oliwii.
Czy uważa Pan, że ta relacja ich rozwija i otwiera na innych ludzi?
Sytuacja sprzed kilku tygodni pokazuje, że są bardziej otwarci.
Co to za sytuacja?
Gdy otworzyliśmy wspomnianą fundację, która pomaga samotnym matkom, dziecko jednej z podopiecznych trafiło do Pogotowia Opiekuńczego. Zapytano nas, czy dla dobra dziecka nie zechcielibyśmy być dla niego rodziną zastępczą na pewien okres. Postanowiliśmy, że tak, ale jako rodzice coraz starszych dzieci postanowiliśmy zapytać również o zdanie chłopców. Mikołaj powiedział, że jest na "nie", ale się jeszcze zastanowi. Po kilku dniach powiedział, że jednak to dobry pomysł. Więc być może niebawem trafi do nas również Dominika.
Jak Pan wychowuje dzieci? Rozmawiacie o Bogu, pieniądzach, o przedsiębiorczości?
Oczywiście. Również wspólnie się modlimy. Uważam, że w wychowywaniu dzieci najważniejsze jest świadectwo rodziców. One patrzą i słuchają. Obserwują jak my, rodzice siebie traktujemy, jak rozmawiamy i jakie wartości cenimy. Natomiast oczywiście zwracam uwagę na to, że trzeba być z dziećmi, a nie obok nich. Staram się po pracy spędzać czas z nimi, ale nie jest to łatwe, bo są w różnym wieku. Jednak istnieją rzeczy, które możemy robić wspólnie. Są też takie, które robimy oddzielnie. Jednocześnie, widząc ich dorastających i dostrzegając taką niezaradność współczesnego młodego pokolenia, postanowiliśmy razem z Moniką, że w wakacje chłopcy pracują. Naukę trzeba łączyć z praktyką.
Pieniądze trzeba uczyć się pomnażać?
Nie ma nic złego w byciu bogatym. Przecież do piekła można dojechać równie dobrze małym fiatem.
Na co Pana zdaniem rodzice powinni stawiać nacisk w procesie wychowawczym dzieci?
Przypomina mi się pewien dowcip. Mała dziewczynka rysuje podczas lekcji rysunek. Pani nauczycielka widząc, że dziewczynka jej nie słucha, tylko rysuje, pyta: - Kasiu, co rysujesz? Ta odpowiada: Pana Boga. Nauczycielka na to: Ale przecież Pana Boga nikt nie widział. Na co dziewczynka: To za chwilę Pani zobaczy. Chodzi mi o to, że hamujemy kreatywność, nie pozwalamy im być kreatywnymi, tylko oceniamy. Wydaje mi się, że przede wszystkim poprzez przebywanie z własnymi dziećmi trzeba dostrzegać w nich talent i pasję oraz je pielęgnować. Trzeba kłaść nacisk na to, na czym sam się łapię, by pochwalić najpierw zamiast krytykować czy od razu oceniać. Ta postawa krytyki i oceny niestety przenosi się do pracy i w przestrzeń społeczną. Trzeba to zmieniać.