Byłem świadkiem, jak dzięki nim dzieci, które nie mówiły, z lękiem patrzyły na otaczający świat, zaczynają wypowiadać pierwsze słowa i się uśmiechać. Są przykładem, jak Pan Bóg wchodzi w ludzkie życie - mówił ks. Antoni Socha.
Każde dziecko, które trafia do domu dziecka sióstr Służebnic Wynagrodzicielek Serca Jezusa ma za sobą trudną historię. Czasami tak bardzo trudną, że odbiera ona możliwość normalnego życia. Zdarzają się dzieci, które nie mówią, nie uśmiechają się, budzą w nocy z krzykiem, są obojętne na otaczającą je rzeczywistość. Wszystko dlatego, że w ich rodzinnych domach zabrakło miłości.
- Byłem świadkiem wielu cudów, jakie zdarzają się w tym domu. Nawet mi czasami wydawało się, że sprawa jest beznadziejna, ale siostry nigdy nie rezygnowały z walki o każde dziecko, a Pan Bóg im w tym pomagał, czyniąc przemianę i uzdrawiając poranione dzieci - mówił ks. Antoni Socha, proboszcz parafii pod wezwaniem św. Urszuli Ledóchowskiej w Lublinie, w której siostry mają swój dom.
To właśnie w tej parafii świętowały 100-lecie swojego zgromadzenia. Mszy św. z tej okazji przewodniczył abp Stanisław Budzik. Zwracając się do zgromadzonych, nawiązał do niedzielnej Ewangelii opowiadającej o powołaniu Apostołów.
- Gdy uczniowie usłyszeli "Pójdź za mną", zostawili wszystko i poszli za Jezusem. Tak dzieje się od wieków, że ci którzy słyszą głos powołania, idą za Jezusem. Tak zrobiły też siostry Służebnice Wynagrodzicielki. Odpowiadając na powołanie i rozeznając znaki czasu, stworzyły dom, w którym łączy się niebo z ziemią, bo zawsze tak się dzieje, kiedy jeden człowiek spotyka się z drugim człowiekiem, okazując mu miłość - mówił abp Stanisław.
Podkreślał też, że siostry są żywym świadectwem, znakiem dla dzisiejszego świata, a stawiając za cel wszystkich działań Boga, stają się pomostem między życiem na ziemi i w niebie.
Z perspektywy 100 lat widać, jak Pan Bóg prowadził ludzkie ścieżki, by zgromadzenie sióstr Służebnic Wynagrodzicielek Serca Jezusa mogło powstać. Zwykły włoski ksiądz Antoni Celona nie miał nigdy planów zakładania jakiegoś zgromadzenia. Jego spokojnym kapłańskim życiem wstrząsnęło najpierw trzęsienie ziemi, które zniszczyło Messynę, zostawiając wiele sierot, oraz odwrócenie się ludzi od Boga, tak widoczne we Włoszech na początku XX wieku, że ks. Celona czuł się pociągnięty do znalezienia jakiegoś sposobu wynagrodzenia Bogu zła, jakie widział dookoła siebie. – Idea wynagradzania nie był nowa. Mówiła o nim św. Małgorzata Alacoque, o czym nasz ojciec założyciel wiedział. W tym samym czasie Matka Boża w Fatimie prosiła też dzieci o modlitwę wynagradzającą zło panoszące się na świecie. O tym akurat ojciec nie wiedział, zakładając zgromadzenie, bo początek wieku XX daleki był od mediów społecznościowych i szybkich środków przekazu, jakie mamy dziś. Dopiero z czasem dotarło do niego to, o co prosiła Maryja w Fatimie, utwierdzając go w podejmowanych działaniach – mówi s. Anna pierwsza Polka w Zgromadzeniu Sióstr Wynagrodzicielek Serca Jezusa.
Siostry pracują w kilku krajach na całym świecie. W Polsce swój jedyny klasztor mają w Lublinie, gdzie prowadzą dom dziecka przy ulicy Judyma.