Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Skrzywdzeni przez wojnę

Największym nieszczęściem mieszkańców tej wsi stał się pomysł budowy łagru. Plany KL Majdanek wykonał dla Niemców mierniczy przysięgły Konstanty Eckert.

Niektórzy przenosili swoje domy i gospodarstwa za rzekę, inni ukrywali dzieci u dalszej rodziny, pozostali myśleli, że to tylko niepotrzebna panika. Rzeczywistość okazała się brutalna. Był straszliwy mróz. Wszędzie mnóstwo śniegu. 25 stycznia 1943 r. mieszkańców wsi Dziesiąta obudziły niemieckie okrzyki, walenie do drzwi kolbami karabinów i ujadanie psów. Świat, który znali, przestał istnieć. A jeszcze do niedawna hodowali świnie, krowy, mieli konie. Nie byli biednymi chłopami. Wieś osadzona była na ok. 220 ha ziemi. Każde gospodarstwo posiadało zabudowę i sprzęt do uprawy roli.

Jesteśmy im to winni

Na spotkaniu w Muzeum na Majdanku, które poświęcone było 75. rocznicy pacyfikacji wsi Dziesiąta, dr Krzysztof Tarkowski z Archiwum Państwowego Muzeum na Majdanku opowiadał o nieznanych szczegółach tej operacji i przedstawił związane z nią dokumenty. Wystąpiła również Czesława Wójcik, która jako dziecko przeżyła akcję przeprowadzoną przez Niemców. Spotkanie cieszyło się dużym zainteresowaniem, także ze strony młodych ludzi.

– Cały obóz na Majdanku powstał na polach, które były własnością mieszkańców wsi Dziesiąta. Ci ludzie zostali skrzywdzeni przez wojnę, Niemców. Dlatego jesteśmy im winni pamięć i wyjaśnienie tamtych wydarzeń – zaznaczył dr K. Tarkowski. – Większość gospodarzy, których gospodarstwa zostały zajęte pod obóz, zginęła tu, na Majdanku. Kilkunastu przeżyło. Pacyfikacja dotknęła 80–100 osób. Do obozu zabierano całe rodziny. Po kilku dniach kobiety i dzieci były zwalniane. My przypuszczany, że spośród nich zginęło 16 osób. Mamy 11 nazwisk, kilku nam brakuje – zauważył K. Tarkowski. Podkreślił przy tym, że należy pamiętać, iż pacyfikacji uległa obozowa część wsi. Całość zlokalizowana była po obu stronach drogi do Głuska. Domy od rzeki Czerniejówki nie były objęte działaniami okupantów.

Niech biorą, co chcą

Zanim do wsi wkroczyli Niemcy, obóz na Majdanku sięgał do stodół gospodarzy. – Tak naprawdę rolnicy często przechodzili na teren łagru, a wartownicy na teren gospodarstw. Ta strefa graniczna była dość płynna. Potem postawiono wartowników na drodze, aby nikt nie mógł przejść – wyjaśniał pracownik PMM. Teren obozu był wytyczony tablicami. Niemcy po zajęciu gospodarstw rozebrali większość budynków, ale też zbudowali nowe: wielką oborę i stodołę, a także silosy. Gdy do Lublina zbliżali się Sowieci, mieszkańcy wsi Dziesiąta pobiegli na teren tego gospodarstwa, by odzyskać to, co możliwe. Niektórym się to udało. Czesława Wójcik opowiadała, że zdołała odebrać świnię, która była charakterystyczna, oraz czerwone krowy. – Byliśmy świadomi, że Niemcy palą tam martwych ludzi. Przez cały rok. Baliśmy się, że z nami zrobią to samo. Mama do Niemców powiedziała tamtego dnia, gdy przyszli na podwórko, żeby brali, co chcą. Postrzelili moją babcię, bo zaczęła uciekać. Pamiętam, że tamowałam jej krwotok firanką – wspominała C. Wójcik.

Rodzinne wsparcie

– Była to duża obozowa hala. My z tymi tobołkami. Płacz. Niemka chodziła i pilnowała. Były tylko matki z małymi dziećmi. Dorosłe kobiety i mężczyzn oddzielono przy bramie. Tatusia, Ludwika Dyzmę, wypuścili po miesiącu, nas dość szybko. Jak tatuś wrócił, to leżał chory w izbie. Dzięki Bogu, że nikt się od niego nie zaraził, bo nikt nawet nie wiedział, że zachorował na tyfus. Okazało się dopiero, jak trafił do szpitala Jana Bożego. Tam zmarł. Mama była chwilę wcześniej u niego w odwiedzinach. To był 28 lutego 1943 r. Potem rodzina nam pomagała. Pochowali tatusia. Nas, dzieci, porozdawali do krewnych. Każdy nas wspierał, krzywda nam się nie działa – opowiadała mimo wszystko pogodnie Czesława Wójcik. Jej brat miał wtedy cztery lata. – Pamiętam to jak przez mgłę. Więcej z opowiadań. Nie mieliśmy już swojego domu. Po pacyfikacji zamieszkaliśmy u rodzonego brata naszego ojca, na Kalinówce. Ciarki przechodzą, jak się pomyśli, że człowiek zdążył to przeżyć – wspominał z kolei Stanisław Dyzma. Wieś Dziesiąta należała do najstarszych na terenie Lubelszczyzny, jej ślady znajdują się nawet w „Rocznikach” Jana Długosza, w związku ze wzmianką o sprowadzeniu do wioski sokolników królewskich.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy