Maria Pietrusza-Budzyńska, prezydent i założycielka Fundacji "Teatroterapia Lubelska", mówi o dorosłych z niepełnosprawnością intelektualną, dystansie między ludźmi i rzeczywistości, której nie znamy.
Ale wyczuwam, że to nie był koniec wędrówki?
Założyłam fundację, aby wyciągnąć z biedy Warsztaty Terapii Zajęciowej.
O nazwie?
Fundacja "Teatroterapia Lubelska". Przejęła ona w 2009 r. działalność, którą realizowałam w Teatrze Osterwy.
Trudne jest utrzymanie takiego ośrodka?
Żeby tworzyć teatr, trzeba mieć dostatecznie dużo pieniędzy. Żeby prowadzić teatr z ludźmi niepełnosprawnymi i równolegle zajmować się też rehabilitacją społeczną i zawodową, trzeba mieć dużo pieniędzy, dotacje nie wystarczą. Choćby z tego względu, że ludzie, którzy tu pracują, zarabiają drastycznie małe pieniądze przy wysokich kwalifikacjach.
Mam nadzieję, że przynajmniej część Czytelników wesprze Was 1 procentem swojego podatku albo darowizną. Bo to działalność o wyjątkowym znaczeniu. Powiedz, jak przeciętny człowiek powinien reagować na takie miejsca jak to przy ul. Jastrzębiej i na osoby z niepełnosprawnością umysłową?
Ja ci powiem, jak człowiek niepełnosprawny reaguje na „normalnych” ludzi. Przede wszystkich boi się innych. Dystans, który wyczuwa, nie pozwala się zbliżyć. To głupie pytanie... Nie wiem. (Cisza) Żeby doszło do jakiejś homeostazy między sprawnymi a niepełnosprawnymi, to osoby niepełnosprawne muszą mieć pracę, i to zagwarantowaną. Jeśli państwo nie będzie się zajmować tworzeniem miejsc pracy dla osób niepełnosprawnych, to w dalszym ciągu będzie istniał tak rażący podział między ludźmi.
Jak wygląda pomoc państwa w tym zakresie?
Odpowiem anegdotycznie. Nie chcę się skupiać bezpośrednio na tym aspekcie. Kiedy kończyłam studia, myślałam, że kiedy będę na emeryturze, będzie bardzo dobrze. Dziś nie jest źle, ale teraz się czuję jakbym była na wiecznym turnusie rehabilitacyjnym, gdzie tworzę teatr. Ale w dalszym ciągu to jest turnus, który się skończy w pewnym momencie. Kiedy? Nie wiem. Oni nie dostaną pracy w teatrze, choć mają wszelkie uprawnienia, by w tym teatrze być. Posiedli i pojęli wszystkie techniki, spełniają wolę reżysera, wypełniają role otrzymane od reżysera i które sztuka im nakazuje, wzruszają i poruszają publiczność. Większość z nich chciałaby pójść do normalnego życia. Albo inaczej. Jeśli Mariola chciałby pójść pracować do restauracji, to dla samego jej wyglądu nikt z nią nie będzie rozmawiał, nikt nie będzie jej pytał, jak i co potrafi ugotować. A ona ma świetne wyczucie smaku, ona technologicznie również jest znakomita. Jeśli otrzyma dotację albo będzie uczestniczyć w jakimś projekcie, to będzie to jej kolejny turnus. A potem co? Myślę, że państwo nie myśli o tym, mimo że w deklaracjach to jest - o człowieku niepełnosprawnym jako człowieku "pożytecznym społecznie". W pedagogice specjalnej stoi, że dla człowieka z upośledzeniem umysłowym tworzy się stanowiska pracy pod kątem jego umiejętności. No, to ja powinnam mieć na wyciągniecie ręki, na co wskazuje praktyka wielu ościennych krajów, miejsce pracy dla Marioli. Choćby z tego względu, że jej wykluczenie jest nieopłacalne. Ekskluzywne bycie w teatrze sprawia, że żyje intensywnie i jeszcze nie choruje. Gotuje dla 25 aktorów, jest doceniana, realizuje się. A jeśli zacznie chorować, to będzie ją czekać kolejne wykluczenie. Widzę zmiany, ale moja cierpliwość kończy się z wiekiem moich przyjaciół, z którymi jestem od dawna.
W Centrum Kultury w Lublinie, w Galerii "ArtBrut", można spotkać prace artystów malarzy, tworzących z potrzeby serca.
Pierwowzorem do utworzenia galerii, gdzie co miesiąc od 2014 r. odbywają się wystawy malarzy artbrucistów z Polski i Lubelszczyzny, jest Dominika Mendel, dziewczynka z autyzmem, która porozumiewała się z otoczeniem za pomocą rysunku, a teraz tworzy piękne dzieła wystawiane także za granicami kraju.