Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Myślałem, że żona mnie zdradza...

Ich życie jest dowodem na to, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Wielki Post to dobra okazja, by spróbować od nowa. Przypominamy niezwykłe świadectwo małżonków.

Katechezy odbywały się w starym kościele w parafii św. Franciszka. Kiedy Stanisław podszedł pod drzwi kościoła, poczuł, że nie może wejść do środka.

– To było silniejsze ode mnie, jakby ktoś mnie trzymał na zewnątrz. Chciałem uciekać, za nic dobrowolnie nie przekroczyłbym progu. Tarasowałem wejście, więc ktoś mnie popchnął i tak wpadłem do środka.  Żona szła do pierwszej ławki, a ja w panice myślałem „zabiję babę, jak ona może prowadzić mnie na sam przód, skoro ja od lat nie byłem w kościele”. Jednak poszedłem za nią. Zaskoczyło mnie to, że o Panu Bogu mówił do nas człowiek świecki i mówił tak zwyczajnie, opowiadając o codziennym życiu i o tym jak Pan Bóg dzisiaj działa. Tak do końca nie rozumiałem co on mówi, ale było mi tam tak bardzo dobrze. Czułem, że coś się ze mną dzieje i tak mi jakoś lżej – opowiada Stanisław.

Po wyjściu z katechezy, wrócił jednak do swoich zwyczajów, czyli do picia. Od tamtej pory jednak starał się przychodzić z żoną na spotkania, bo dawały mu one ukojenie.

– To nie było tak, że Pan Bóg uwolnił mnie z nałogu od razu. Piłem jeszcze przez 7 lat, będąc już na drodze neokatechumenalnej. Z początkowych katechez zawiązała się wspólnota. Na spotkaniach poruszało mnie to, że nikt nie mówił do mnie, żebym wziął się w garść i przestał pić, a przecież wszyscy wiedzieli, że piję. Byłem szanowany pomimo wszystko. Czułem, że przez tych ludzi kocha mnie sam Bóg – mówi Stanisław.

I Bóg działał. Stanisław zaczął zdawać sobie sprawę ze swojej słabości i grzeszności. Próbował szukać ratunku i nieustannie do Pana Boga wołał. Katechista ze wspólnoty powiedział mu, żeby jak najczęściej modlił się przed Najświętszym Sakramentem i przystępował do sakramentu pojednania. Jak trzeba, to nawet codziennie.  – Kiedy stajesz przed Panem, to jakbyś był na słońcu. Nie musisz nic robić, a ono i tak opala ci skórę – tłumaczył. – Chodziłem więc na adorację do różnych kościołów w Lublinie i wołałem „Panie Jezu Chryste, ulituj się nade mną, grzesznikiem!”. Pamiętam, jak kiedyś poszedłem się modlić do pustego kościoła i w rozpaczy wołałem, by Pan pokazał mi, co mam robić. W pewnym momencie usiedli przede mną jacyś ludzie. Rozpoznałem w nich moich znajomych z AA. Odkąd zacząłem chodzić do kościoła, odrzuciłem zasady AA. Zrozumiałem wtedy, że muszę tam wrócić i pojednać się z moją historią. To był bardzo ważny krok do trzeźwości. Potem pojechałem z nimi do Częstochowy. Tam przed obrazem Matki Bożej poczułem, jakby strzała przeszyła moje serce i usłyszałem w duszy głos „synu odpuszczają ci się twoje grzechy”. Płakałem jak dziecko  – mówi.

Kiedy Beata i Stanisław weszli do wspólnoty neokatechumenalnej, spodziewali się przede wszystkim pomocy w walce z chorobą alkoholową. Okazało się jednak, że dostali dużo więcej.

– Dziś wiemy, że potrzebowaliśmy kogoś, kto uwolniłby nas z naszych lęków i grzechów, a nie wiedzieliśmy, że taką moc ma Chrystus, i że może On działać dzisiaj w naszym życiu. Myśleliśmy, że Kościół jest tylko dla pobożnych. Tymczasem na katechezach dowiedzieliśmy się, że Kościół jest przede wszystkim dla nas grzeszników i że Jezus zmartwychwstały pokonał wszelkie ciemności i daje nam światło na dalsze życie. Dla nas to było odkrycie i rewolucja – mówią małżonkowie.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy