Znany kaznodzieja i rekolekcjonista z Warszawy spotkał się ze studentami na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Spotkanie z ks. Piotrem Pawlukiewiczem odbyło się w ramach cyklu „Duchowość kobiety i mężczyzny” organizowanego przez DA KUL. Wśród tłumu słuchaczy, którzy po brzegi wypełnili największą salę wykładową KUL, przeważali studenci, ale nie zabrakło też zarówno młodszych, jak i starszych ludzi. Tematem przewodnim rozważań ks. Pawlukiewicza było hasło „Kobieta i mężczyzna – duchowy Mount Everest”.
Lęk przed jednością
Kaznodzieja w swoim żartobliwym stylu wyjaśniał słuchaczom niezwykle ważne sprawy związane z życiem i naturą człowieka. – Życie to Pan Bóg – przekonywał. – Człowiek jest jedynie wtedy żywy, gdy jest podłączony do Pana Boga. Cały czas, niestety, przychodzi do nas szatan, który jest złodziejem naszego życia. Dlatego każdego dnia dokładnie w rachunku sumienia musimy przyglądać się, czy przypadkiem ktoś nam tego życia nie „gwizdnął” – mówił. Duchowny podkreślał również, że aby zawalczyć o swoje życie, trzeba stracić jego imitację. – Trzeba wyśmiać szatana, który chce nam ukraść życie – wyjaśniał. – A pierwszą oznaką, że ktoś nam je odbiera, jest smutek. Trzeba więc prawdziwie się na tego złodzieja wkurzyć, wyspowiadać się szczerze i pokornie. Wtedy przyjdzie wielka siła – tłumaczył.
– A wiecie, co to znaczy „mieć życie od Boga”? – pytał rekolekcjonista. – To znaczy, że kiedy płaczesz, to płaczesz, kiedy się śmiejesz, to naprawdę się śmiejesz, kiedy walisz w gębę, to porządnie, a jak się smucisz, to na całego – wyjaśniał z mocą. Ksiądz Piotr podkreślał, że problemem dzisiejszego człowieka jest lęk przed powrotem do jedności. – Boimy się zjednoczyć sami ze sobą, boimy się odpowiedzi na pytanie „kim jestem?”, boimy się też, niestety, że ktoś nas przejrzy, że odkryje naszą dwoistość – wyjaśniał. Zwracał też zgromadzonym na spotkaniu młodym ludziom uwagę, że wszyscy tak naprawdę jesteśmy tacy sami. Mamy podobne grzechy, podobne lęki. – Możecie się ze mnie śmiać, ale ja mam czasami takie dziwne rozproszenia na uroczystościach w katedrze – opowiadał. – Widzę dostojników państwowych, hierarchów kościelnych i tak sobie na nich patrzę i wyobrażam sobie, że każdy z nich dziś z rana wstał, usiadł na łóżku, ziewnął, potem poszedł do łazienki... Pan Bóg widzi nas wszystkich na golasa i chwała Mu za to, bo to nasza jedyna szansa – podkreślał.
Tacy, jakie odruchy
Kaznodzieja zachęcał młodych, by nie bali się pokazać takimi, jakimi są naprawdę, by pokazywali swoją chorobę i słabość. Wtedy przyjdzie moc z nieba. Zapewniał też, że przyjdzie radość, która pojawia się właśnie wtedy, gdy człowiek jest sam ze sobą zjednoczony. A po czym poznać, kim jesteśmy naprawdę? Zdaniem ks. Piotra – po odruchach. – Żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie, trzeba ominąć rozum, wpuścić go w maliny. Wtedy wyjdzie nam czyste „ja” – wyjaśniał. Tacy właśnie jesteśmy, jakie są nasze odruchy – przekonywał rekolekcjonista. – Na mnie dwie babcie ćwiczą moje odruchy. Chyba jakiś klub mojej świętości założyły – opowiadał. – Kiedy składam po Mszy św. albę, to mi to zawsze kiepsko idzie. Jeśli mi się uda tak równiutko złożyć, bardzo się cieszę i wtedy słyszę z tyłu głos: „Udzieli mi ksiądz Komunii?”. Znaczy to, że muszę od nowa rozłożyć tę albę. I ciśnie się na usta: „Proszę pani, najbliższy czynny Pan Jezus jest w kościele u bonifratrów…”. Kapłan tłumaczył także, że podstawą wszystkich grzechów, które człowiek popełnia, jest pycha. – Nam się ciągle wydaje, że jesteśmy tacy wielcy i oryginalni. Nic bardziej mylnego. A najlepiej z pychy wyleczyć nas może drugi człowiek. Na koniec spotkania ks. Pawlukiewicz, przywołując słowa znanego pisarza Johna Eldredge’a, zachęcał wszystkich, by w życiu starali się zawsze wybierać drogi mniej używane.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się