Kiedy proces beatyfikacyjny studenta Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, młodego, nowoczesnego człowieka, umiejącego się cieszyć – a jednocześnie oddanego ludziom ubogim?
Jeśli czyta się życiorys Piera Giorgia Frassatiego i jeśli zna życiorys Jacka Krawczyka – to automatycznie te dwie postaci połączy. - Obaj mieli swoje pasje, swoją oryginalność, mieli też drugi świat - przyjaciół: ubogich, biednych – mówi o. prof. Andrzej Derdziuk, teolog z KUL. Zarówno on, jak i dr Adam Zadroga, również związany z Instytutem Teologii Moralnej na katolickim uniwersytecie w Lublinie – nie znali osobiście Jacka Krawczyka, ale ich pragnieniem jest, by ten niezwykły człowiek, wieloletni student katolickiego uniwersytetu, stał się szerzej znany społeczności akademickiej, a nawet by doszło do rozpoczęcia jego procesu beatyfikacyjnego. O niezwykłości Jacka świadczy bowiem krótki, ale intensywny życiorys.
Jacek Krawczyk, zdjęcie legitymacyjne z czasów studenckich Archiwum Urodził się 16 sierpnia 1966 r. w Palikówce koło Rzeszowa. Chodził do II Liceum Ogólnokształcącego w Rzeszowie. Ze względu na surową dyscyplinę przez uczniów szkoła ta nazywana była „klasztorem”. Idąc do szkoły przechodził przez plac przy dworcu, koło bazyliki bernardynów, w której czczona jest Matka Boża Rzeszowska w cudownym wizerunku. Przed lekcjami wstępował na modlitwę, tam poznał ks. Czyżewskiego – opowiada o. Derdziuk. – Ten duchowny namówił go służenia do Mszy św. Dzięki przyjaźni z tym kościołem i osobami, które w nim posługiwały, Jacek odkrywał więź z Bogiem – dodaje A. Zadroga. Myślał o wstąpieniu do seminarium lub zakonu. Ale nie był zdecydowany. Postanowił zdawać egzamin na teologie dla świeckich na KUL. Był to w 1985 r. Pomyślał, że jeśli zda ten egzamin – to będzie się realizował jako świecki. Kościół o. bernardynów w Rzeszowie, w którym modlił się Jacek, gdzie również poznał ks. Czyżewskiego ks. Rafał Pastwa /Foto Gość – Nie było pewności, że dostanie się na te studia. Ks. prof. J. Nagórny czytając jego pracę egzaminacyjną był zachwycony bystrością umysłu i dojrzałością. Podwyższył mu ocenę z teologii moralnej – opowiada Derdziuk. – To podwyższenie oceny przez Nagórnego było istotne o tyle, że profesor od historii Kościoła postawił Jackowi słabą ocenę – dodaje Zadroga. Ostatecznie znalazł się na liście studentów. Na studia przyszedł ze swoimi pasjami. Interesował się ornitologią, współpracował wtedy z Instytutem Biologii Środowiskowym UJ.
– Przyjechał do Lublina również jako człowiek modlitwy. Często bywał w kościele akademickim, włączył się we wspólnotę roku, którym opiekował się ks. Nagórny. Ale był też człowiekiem uwielbiającym taniec i zabawę, miał swoje zdanie, był oryginalny – opowiada o. Derdziuk. - Jednocześnie zainteresował się potrzebującymi, zorganizował grupę studentów, którzy odwiedzali pacjentów w dziecięcym szpitalu – dodaje Zadroga. Opiekował się również biednymi. Miał niekonwencjonalne metody. Opisał to m.in. ks. Eugeniusz Derdziuk, przychodził do księdza i mówił: „Proszę otworzyć szafę i pokazać mi ubrania, w których ksiądz nie chodził przez ostatni rok. Ja to zabiorę dla moich biednych”.
Jacek Krawczyk miał niespełna 25 lat gdy zmarł po ciężkiej chorobie. Odszedł w nocy z 31 maja na 1 czerwca. W tym czasie do Rzeszowa miał przybyć następca św. Piotra – Jan Paweł II. Tymczasem w domu rodzinnym Jacka, w Palikówce – panowała żałoba. – Utrata dziecka to wielki ból, nieopisany. Wtedy nie myśleliśmy o papieżu, nam się zawalił świat – wspomina Anna Krawczyk, mam Jacka. Spoczął na cmentarzu w Strażowie. W trakcie studiów Jacek poznał Ewę, która przyjechała na KUL z Katowic by studiować teologię. Na początku nie przepadali za sobą, ale potem się zakochali w sobie. Zaręczyli się i chcieli się pobrać, mimo poważnych kłopotów zdrowotnych Jacka. – Gdy jechaliśmy na ten ślub do Katowic, syn źle się poczuł. Był już wtedy po poważnej operacji. Pojechaliśmy po drodze do szpitala do Krakowa. Lekarze stwierdzili, że niemożliwa jest dalsza podróż. W związku z tym do Jacka przyjechała Ewa i pobrali się w kaplicy szpitalnej. Ich małżeństwo nie trwało długo. Ewa odwiedzała regularnie grób Jacka i nas. Po wielu latach ułożyła sobie życie, do czego ją zachęcaliśmy. Widzieliśmy się ostatnio podczas ubiegłorocznego sympozjum na KUL, gdzie usłyszeliśmy o pomyśle rozpoczęcia procesu informacyjnego – mówi A. Krawczyk.