- Moim marzeniem jest stworzyć miejsce dobrej sztuki oraz rozrywki, gdzie można się spotkać z przyjaciółmi, wypić dobrą kawę, zjeść coś smacznego - mówi Piotr Franaszek, dyrektor Centrum Spotkania Kultur.
ks. Rafał Pastwa: Jak długo działa Centrum Spotkania Kultur?
Piotr Franaszek: Niebawem miną dwa lata, odkąd odbyło się tu pierwsze wydarzenie – choć wprawdzie na walizkach i pudłach, bo na początku 2016 r. wprowadziliśmy się do budynku, który ciągle był w budowie. Pierwszy koncert odbył się na przełomie kwietnia i maja. Gdy on trwał, w innych częściach budynku kontynuowane były prace wykończeniowe. Mamy zatem niemal dwa lata za sobą, no i ponad pół miliona widzów, którzy nas odwiedzili i uczestniczyli w naszych wydarzeniach.
CSK to dobrze wydeptana ścieżka. Z czego jesteś najbardziej zadowolony na przestrzeni tych kilkudziesięciu miesięcy funkcjonowania instytucji?
Z pewnością z faktu przekroczenia tej granicy „nieskończonego, niechcianego teatru”, z tego, że udało się zaprosić ludzi do współtworzenia tej instytucji. Najważniejsze dla nas jest to, że udało się tu zaprosić wybitnych, światowej sławy artystów, ale też skusić naszą ofertą mieszkańców Lublina, regionu, całej Polski, a nawet Europy. Znieśliśmy mimo monumentalnego charakteru budynku i wielkich ambicji barierę snobizmu. Chociażby opera „Umarłe miasto” sprowadziła do nas dużą grupę widzów z Włodawy i Urszulina. Dużo przed nami pracy, aby przybliżać się do ludzi.
CSK jako przestrzeń również dla samego Lublina ma niezwykłe znaczenie.
Budynek-instytucja właściwie przedefiniował miasto. Przez swoją architekturę, nagradzaną wielokrotnie, ale także przez swoje wnętrze. Tworzymy bowiem nowe miejsce, czujemy jeszcze swego rodzaju nieśmiałość, bo przecież to miejsce przez czterdzieści lat było jedynie placem ciągłej, niedokończonej budowy, na dodatek za parkanem. Żeby wypełnić CSK życiem, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Część przestrzeni, jaką dysponujemy w budynku, ma charakter mało użytkowy. To kolejne zadanie dla nas.
Pojawiły się też przestrzenie związane z ekologią i nauką…
Oprócz dachów i ogrodów, miejskiej pasieki artystycznej, pojawi się niebawem interaktywny plac zabaw. Będzie otwarty dla wszystkich dzieci, a nawet młodzieży. A dzięki specjalnym konstrukcjom będzie można chociażby poznać prawa fizyki, działanie wody, ciążenia, elektryczności. Na czas zimy będzie przenoszony na poziom minus jeden, a więc będzie funkcjonował cały rok. W ramach oferty naukowej dysponujemy między innymi warsztatami z filozofii dla dzieci. Nie zamykamy się na aktywność fizyczną.
Obok tego wystawy...
Tak. Na naszych korytarzach i w salach są liczne ekspozycje. Dużo miejsca poświęcamy sztuce miejskiej. Współpracujemy tu także z naszymi partnerami: Brain Damage Gallery, Teatrem Andersena, Fundacją Sztukmistrze czy ze Stowarzyszeniem Kontynenty.
To jest wpisane w nowoczesny styl miasta? Czy to swego rodzaju oferta dla „wszystkożerców”?
Moim marzeniem jest stworzyć miejsce dobrej sztuki oraz rozrywki, gdzie można się spotkać z przyjaciółmi, wypić dobrą kawę, zjeść coś smacznego. To trend charakterystyczny dla dużych aglomeracji miejskich, widoczny na całym świecie. Związany również z obecną formą turystyki, gdzie odwiedza się jakieś miasto na kilka dni, by popatrzeć, jak żyją jego mieszkańcy, by poczuć klimat miasta. My też chcemy to realizować. Utrudnieniem dla nas jest fakt, że CSK nie tworzyło się naturalnie, tak jak to jest w miastach europejskich, ale my definiujemy je od zera, musimy ludzi przyzwyczaić do placów, alej, placów zabaw, przyciągnąć partnerów, którzy uruchomią kawiarnie i restauracje, strefy rekreacyjne.
Na dachu będzie kawiarnia?
Tak, będzie to letnia kawiarnia. Będzie też alternatywny klub „Piękna pszczoła”. Na dole jest jeden lokal bistro, ale pojawi się też firmowy browar zakładowy i restauracja, prawdopodobnie przy placu Teatralnym.
A jeśli chodzi o przestrzeń muzyczną?
Na poziomie minus jeden pojawi się takie miejsce. Będą się tam odbywać koncerty i wydarzenia muzyczne w obszarze muzyki jazzowej, elektronicznej i alternatywnej. Cieszy mnie, że jazz powróci do Lublina i można spodziewać się dobrych koncertów.
Wiele osób, które pojawiają się w CSK, ma problem z odnalezieniem właściwej sali. Czy brak oznaczeń jest zabiegiem specjalnym?
Budynek jest dość trudny architektonicznie, można się pogubić. Rzeczywiście, dużym wyzwaniem dla nas jest oznakowanie. Mamy to już zaprojektowane, wcześniej przeprowadziliśmy testy z naszymi gośćmi. To duża inwestycja, będziemy ją realizować systematycznie. Mamy ambitne plany, by część oznakowania była zrealizowana światłem, co pozwoli nie naruszać architektury.