Wśród osób odznaczonych medalem Sprawiedliwy wśród narodów świata jest wielu Polaków, ale to i tak tylko garstka wobec tych, którzy ratowali Żydów podczas II wojny. Konferencję i wystawę na ten temat zorganizował lubelski IPN wraz z Civitas Christiana.
- Na wiele spraw jest już zbyt późno. Świadkowie nie żyją, ich wspomnienia przepadły lub zatarły się w rodzinnych opowieściach. Wciąż jednak można odnaleźć ślady niezwykłych historii ludzi, którzy narażając własne życie i życie swoich bliskich ratowali podczas II wojny światowej Żydów. Ci, którzy zostali odznaczeni medalem Sprawiedliwy wśród narodów świata, stanowią niewielką część tysięcy innych Polaków, którzy przyszli z pomocą prześladowanym Żydom. Jest tak m.in. dlatego, że by dostać taki medal musi żyć świadek, który potwierdzi, że został uratowany. Tymczasem wielu zginęło wraz z Polakami, którzy ich ratowali i nie mogą dziś zaświadczyć, inni nie chcieli wracać do największej traumy swego życia, jeszcze inni nie kwalifikowali się z powodów politycznych. Wiadomo jednak, że tych, którzy przychodzili z pomocą było wielu - mówi prof. Sebastian Piątkowski, który w lubelskim IPN wygłosił wykład "Znani i nieznani sprawiedliwi z Lubelszczyzny".
Wykład oraz wystawa pt. "Samarytanie z Markowej" poświęcona ratowaniu Żydów przez Polaków były częścią obchodów Dni Zofii Kossak w Lublinie.
- Przez kilka dni pokazujemy Zofię Kossak w różnych odsłonach. Dzisiejszy dzień zainspirowały jej słowa napisane w 1942 roku w ulotce rozrzucanej w okupowanej Warszawie: "Kto milczy w obliczu mordu, staje się wspólnikiem mordercy". Wiadomo, że sama Zofia zaangażowała się w ratowanie Żydów. Była współzałożycielką Rady Pomocy Żydom "Żegota", czynnie uczestniczyła w wyprowadzaniu ludzi z getta, szukała dla nich schronienia. Dlatego jeden z dni poświęconych jej pamięci oddaliśmy świadkom tamtych wydarzeń, zapraszając na spotkanie panią Mariannę Krasnodębską odznaczoną medalem Sprawiedliwy wśród narodów świata, przygotowując wykład i wystawę w IPN - wyjaśnia Marcin Sułek dyrektor lubelskiej Civitas Christiana.
Pani Marianna ma dziś 95 lat i wciąż z trudem opowiada o tym, czego była świadkiem jako mała dziewczynka podczas wojny.
Otwarcie wystawy o Polakach ratujących Żydów w IPN
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
Wraz z rodzicami i rodzeństwem mieszkała w Piaskach. To małe podlubelskie miasteczko, gdzie zgodnie przed wojną żyli Polacy i Żydzi. Znali się wzajemnie, czasem przyjaźnili, prowadzili ze sobą interesy. Kiedy przyszła wojna i wkroczyli do Piask Niemcy wszystko stanęło na głowie. Żydowscy sąsiedzi coraz częściej znikali aresztowani lub rozstrzeliwani, w końcu zostali zamknięci w getcie.
Trzeba im było pomóc – mówi o Żydach pani Marianna – Po prostu to był ludzki obowiązek. Oni nam też wcześniej pomagali, jak to we wspólnym życiu.
Rodzina pani Marianny dzieliła się jedzeniem, dawała schronienie początkowo legalnie, gdy można było jeszcze wynająć Żydom pokój, a potem nielegalnie z narażeniem życia. Bracia pani Marianny przerzucali do getta jedzenie i lekarstwa, jak się dało wyprowadzali ludzi. Za to rodzina została odznaczona medalem.
Pani Marianna jest jednym z niewielu żyjących świadków historii. Wiadomo jednak, że podobnych rodzin było wiele na Lubelszczyźnie.