Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Kościół płonął, a ludzie płakali

To była najtragiczniejsza noc w dziejach parafii w Księżomierzy. Wieczorem 4 maja 1996 roku nic nie zapowiadało tragedii. Następnego dnia z 500-letniej światyni zostały zgliszcza, wśród których był cudowny obraz Matki Bożej. Maryja jednak nie przestała wypraszać łask.

Sanktuarium Matki Bożej w Księżomierzy nie jest tak znane jak to w Wąwolnicy. Księżomierz nie wyróżnia się spośród okolicznych wiosek. Nie ma tu sklepów z pamiątkami ani straganów. Jest za to cisza, w której łatwiej wsłuchać się w to, co Pan Bóg ma nam do powiedzenia, i pole zjawienia. Na porośniętym trawą zboczu niewielkiego wzniesienia stoi grota. W niej siedzi kamienna postać w chuście na głowie. Jeśli ktoś nie zna historii tego miejsca, może pomyśleć, że to kobieta ze wsi przysiadła na kamieniu. Nie jest to jednak zwyczajna kobieta – to Matka Boża, która właśnie w tym miejscu ukazywała się okolicznym mieszkańcom.

Matka Boża na kamieniu

– Według tradycji, przekazywanej z pokolenia na pokolenie, za wsią, na polu przy drodze do Annopola, zauważono płaczącą Matkę Bożą. Maryja nie była ubrana w piękne szaty, ale w strój zwykłej chłopki. Siedziała na przydrożnym kamieniu i płakała. Wywołało to ogromne poruszenie wśród ludzi. Na miejsce objawień zaczęły przybywać tłumy. Nie brakowało takich, którzy twierdzili, że otrzymali szczególne łaski. Władze kościelne jednak sceptycznie odniosły się do tych widzeń, a nawet komisarze biskupi polecili kamień zakopać. Działo się to w czasie klęsk żywiołowych w latach 1594–1602 – wyjaśnia Anna Potocka opisująca historię tego miejsca. Objawienie Matki Bożej musiało być wyjątkowo głośne i wieść o nim rozeszła się szeroko, skoro na to miejsce przybył biskup krakowski kard. Bernard Maciejowski, by osobiście sprawie się przyjrzeć.

– Niestety, nie wiemy czego biskup tu doświadczył, ale musiała to być rzecz niezwykła, bo po powrocie do Krakowa urządził procesję z obrazem Matki Bożej po mieście, a w miejscu objawień w Księżomierzy kazał zbudować kaplicę i umieścić w niej obraz Maryi. Mamy nadzieję, że w archiwach krakowskich znajduje się wyjaśnienie tego, co biskup tu zobaczył, może są też zapiski jakiegoś przesłania, które Matka Boża kierowała wtedy do ludzi. Zwróciliśmy się z prośbą do archiwistów o zbadanie tej sprawy, co nie jest rzeczą łatwą, bo wszystkie zapiski z tamtych czasów są w średniowiecznej łacinie trudnej do odczytania – wyjaśnia ks. Andrzej Woch, proboszcz z Księżomierzy.

Wciąż prosi o cuda

Jakie będą efekty poszukiwań historyków czas pokaże, ludzie jednak od pokoleń doświadczają tu wielu łask. – Nie ma dnia, by ktoś nie przyjechał z jakąś sprawą do Matki Bożej. Nie brakuje też zorganizowanych pielgrzymek. Przez wieki uzbierało się wiele świadectw wyproszonych łask. Również współcześnie ludzie otrzymują w tym miejscu łaskę odzyskania zdrowia czy doczekania się potomstwa – mówi proboszcz. Swoim świadectwem dzielą się też Anna i Wiesław Słowikowie. Pani Anna od najmłodszych lat mieszkała w Księżomierzy. Jako mała dziewczynka siadała na kolanach babci i prosiła, by ta opowiadała jej o Matce Bożej. – Babcia chętnie historię powtarzała, bo Maryja była postacią bardzo bliską, do której biegło się zarówno z poważnymi problemami, jak i codziennymi sprawami. To od babci pierwszy raz usłyszałam historię, jak to cudowny obraz z pola zjawienia próbowano przewieźć do kościoła w Dzierzkowicach, bo to była dawniej parafia, do której nasza miejscowość należała. Jednak gdy załadowano obraz na wóz, konie ujechały niespełna kilometr i stanęły. Za nic nie chciały jechać dalej. Ludzie odczytali to jako znak, że Matka Boża chce zostać w tym miejscu. Może to legenda, ale my, dzieci, bardzo w nią wierzyłyśmy. W końcu w miejscu, w którym miały stanąć konie, postawiono kościół – opowiada pani Ania. Rzeczywiście kościół stoi w dziwnym miejscu. Nie u skrzy- żowania dróg, co byłoby dogodniejsze dla ludzi, bo każdy miałby blisko, ale niemal za wsią w pobliżu pola zjawienia.

Uratowany przez Maryję

– Ten kościół miał zawsze dla mnie szczególne znaczenie. Tu byłam chrzczona, szłam do Komunii św. i brałam ślub. Gdy dorosłam, wyjechałam z Księżomierzy, by się uczyć, a po studiach pielęgniarskich dostałam pracę w Parczewie. Jednak do Księżomierzy często wracałam. Wraz z mężem odwiedzaliśmy tu rodzinę, spędzaliśmy święta, wakacje. Przed kilku laty 2 lutego mój mąż był chory, a ja podałam mu w domu dożylnie antybiotyk. Mąż dostał wstrząsu anafilaktycznego. Wezwałam pomoc, ale usłyszałam, że stan jest beznadziejny, że mam przygotować się na wszystko. Wówczas przed oczami stanęła mi Maryja z Księżomierzy. Uświadomiłam sobie, że 2 lutego to święto Matki Bożej. Nie zważając na nic, zaczęłam się gorliwie modlić, prosząc o ratunek dla męża. Ku zdumieniu lekarzy mąż wyzdrowiał – daje świadectwo pani Anna. Jej mąż Wiesław jest przekonany, że życie uratowała mu Matka Boża. Niedawno przeprowadzili się z żoną do Księżomierzy, by być bliżej Maryi, a pan Wiesław posługuje w parafii jako kościelny. – Świadectw z ostatnich lat jest więcej. Większość dotyczy łaski zdrowia, ale mamy też niedawne świadectwo uproszenia potomstwa – mówi ksiądz proboszcz. Te wszystkie zdarzenia świadczą, że Matka Boża wciąż wkracza w codzienne życie ludzi ze swoimi łaskami i jej działania nie przerwał tragiczny pożar, jaki zdarzył się tutaj w 1996 roku.

Pożar

– To był weekend majowy. Piękna pogoda, ludzie grillowali do późnych godzin. My też siedzieliśmy na podwórku. Koło północy zaczęliśmy się szykować do snu, spojrzałam na niebo i zobaczyłam łunę. Pomyślałam, że pali się stodoła u sąsiadów. Usłyszeliśmy też bicie dzwonów. Wszyscy poszliśmy w stronę pożaru. Zaczęło do nas docierać, że pali się nasz modrzewiowy kościół – opowiada pani Anna. Cała wieś została postawiona na nogi. Wszyscy biegli gotowi rzucić się na ratunek, kiedy jednak docierali do kościoła, stawali w szoku, widząc świątynię, która płonęła jak pochodnia. – Do kościoła nie można było się zbliżyć. Na jakieś 15 metrów bił tak gorący żar, że nie dało się oddychać. Zapadło mi w pamięć, jak ksiądz emeryt, wieloletni proboszcz parafii, chciał siłą wyważać drzwi i iść w ogień ratować cudowny obraz Matki Bożej i Najświętszy Sakrament. Mężczyźni trzymali go siłą pod ręce, by nie rzucił się w ogień. Nie było szans, by ocalić coś ze środka. Stary drewniany kościół przez wieki konserwowany był różnymi lakierami. W ogniu płonące lakiery i środki konserwujące stworzyły mieszkankę wybuchową. Staliśmy i patrzyliśmy jak wszystko płonie – opowiada pan Wiesław. Wezwano straż pożarną. Przyjechało 20 jednostek z całej okolicy. Zanim przyjechał pierwszy wóz, przy płonącym kościele była już cała wieś. – Patrzyliśmy, jak kościół płonie, stojąc w ciszy. To była taka przejmująca cisza, jakiej nigdy w życiu nie słyszeliśmy. Każdy płakał. Kobiety, mężczyźni, staliśmy bezradni, a po naszych policzkach w milczeniu płynęły łzy – wspominają ludzie.

Msza na zgliszczach

Niemal do rana straż walczyła z ogniem. Pożar wybuchł w nocy z soboty na niedzielę. O 9.00 w niedziele zawsze była Msza św. Ludzie stawili się o tej porze, nie wiedząc, co robić. Kapłani ustawili na placu prowizoryczny ołtarz i – mając dymiące jeszcze zgliszcza za plecami – zaczęli Eucharystię. Już wtedy w każdym powstało przekonanie, że kościół trzeba odbudować, że jak najszybciej trzeba też zrobić kopię cudownego obrazu i prosić Matkę Bożą o pomoc. Od razu w niedzielę po pożarze zaczęli przyjeżdżać księża z innych parafii, przywożąc szaty liturgiczne, naczynia, niezbędne przedmioty do sprawowania liturgii. Ludzie nie tylko miejscowi, ale wielu innych, którzy wypraszali tu łaski, zaczęli przekazywać ofiary na odbudowę, która niemal natychmiast się zaczęła. Do nowego kościoła wierni weszli na Boże Narodzenie 1996 roku, czyli 8 miesięcy po pożarze. Dziś na miejscu spalonego kościoła stoi jego makieta. W miejscu, gdzie spłonął Najświętszy Sakrament i cudowny obraz Matki Bożej ustawiono pietę z białego kamienia. W nowym kościele wisi kopia cudownego obrazu, z którego na ludzi spogląda Matka Boża. I choć wizualnie parafia się zmieniła, drewniany kościół zastąpił murowany, to łaski, jakie przez wieki wypraszały w Księżomierzy kolejne pokolenia, wciąż są na wyciągnięcie ręki dla tych, którzy proszą o nie właśnie w tym miejscu.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy