Zamiatał ulice, piekł chleb, chodził z bezdomnymi. Nigdzie nie mógł znaleźć miejsca dla siebie. Światło przyszło podczas modlitwy. Oczekując na zesłanie Ducha Świętego, przypominamy świadectwo ks. Richarda Polaka.
Jego życie wydawało się nie mieć sensu do czasu, gdy w wieku 25 lat przyjął chrzest. Ks. Richard Polak jest Czechem. Ma 38 lat. Trzy lata temu otrzymał święcenia kapłańskie. Droga, która go prowadziła do tego momentu w życiu, była kręta i ciemna. Światło przyszło, gdy był dorosłym facetem pogrążonym w depresji. – To Jezus mnie uratował – dawał świadectwo w Lublinie.
W Czechach nie ma zbyt wielu katolików. - To nie znaczy, że nie ma tam porządnych ludzi, ale bez wiary, w chwilach kryzysu, człowiek czuje się sam – mówi ks. Richard i opowiada swoją historię.
Urodziłem się w niewierzącej rodzinie przyzwoitych ludzi. Moi rodzice byli ochrzczeni, ale nic wspólnego z Kościołem nie mieli. Mnie już nie ochrzczono. Kiedy dorastałem, coraz bardziej nurtowały mnie pytania o sens życia. Byłem w liceum, dużo czytałem, zagłębiałem się w filozofię i czułem jak z każdym dniem moje życie staje się jałowe i bez znaczenia. Rodzice i nauczyciele załamywali nade mną ręce. Byłem bardzo zdolny i pokładali we mnie wielkie nadzieje. Tymczasem ze mną było coraz gorzej. Coraz częściej bywały dni, że nie miałem siły wstać z łóżka. Jakimś cudem zdałem maturę i dostałem się na studia. Wszyscy myśleli, że teraz będzie dobrze, bo uniwersytet był zawsze moim marzeniem. Jednak po kilku miesiącach dopadało mnie znowu zwątpienie w sens tego, co robię. Tak było przez kilka lat. Przez ten czas kilkakrotnie zaczynałem różne kierunki studiów, ale zawsze kończyło się tak samo. Po krótkim czasie, zamiast na zajęcia, chodziłem do pobliskiego parku i siadałem na ławce. Mogłem tak siedzieć cały czas. W końcu wylatywałem z uczelni. Chwytałem się różnych prac, by zarobić na swoje utrzymanie. Pracowałem w piekarni, sprzedawałem dywany, zamiatałem ulice. Wszędzie byłem krótko. Zarobiłem trochę i zaczynałem znowu nic nie robić. Kiedy namawiano mnie na podjęcie kolejnych studiów, zdałem sobie sprawę, że to nie jest już moim pragnieniem. Nie widziałem wyjścia z mojej sytuacji.
Dla zabicia czasu czytałem. Wpadły mi kiedyś do ręki teksty Orygenesa. Jego kazania do Pieśni nad pieśniami dawały mi spokój, jakiego nigdy nie czułem. Sięgałem po coraz to nowe lektury chrześcijańskie i czułem, jak w mojej ciemności zaczyna pojawiać się światło. Zacząłem szukać jakiejś wspólnoty wierzących, która mogłaby mi pomóc. W Czechach nie ma ich zbyt wiele, ale znalazłem. Tam poznałem diakona Daniela, który pomógł mi poznawać Boga. Skontaktował mnie z polskim księdzem misjonarzem oblatem, który przygotował mnie do chrztu. Jakiż to był czas tęsknoty za Bogiem i Eucharystią! Tak pragnąłem przyjąć Jezusa, że to pragnienie aż bolało. Miałem wrażenie, że jak nie przyjmę Eucharystii, to umrę. W końcu w Wielką Sobotę 2005 przyjąłem chrzest. To było 10 dni przed śmiercią Jana Pawła II. Spotkanie Boga w końcu w sakramentach, połączone z doświadczeniem umierania papieża, sprawiło, że chciałem chrześcijaństwo poznawać jeszcze bardziej. Zacząłem szukać takiego miejsca, gdzie byłoby to możliwe. Wtedy dowiedziałem się o szkole o. Daniela Ange we Francji, gdzie można było pojechać na rok i żyć we wspólnocie wierzących, poznając Ewangelię i żyć nią na co dzień. Nie znałem jednak francuskiego. Wtedy powiedziano mi, że gałąź tej szkoły jest w Polsce w Łodzi i nazywa się szkołą Dzieci Światłości. Pomyślałem, że polskiego łatwiej się nauczę. Tak się stało i w 2006 roku przyjechałem do Polski. To był dla mnie prawdziwy katechumenat.
Polska nauczyła mnie podstawowych rzeczy w byciu chrześcijaninem. Po roku wróciłem do domu z pytaniem, czy polskie doświadczenia to był tylko epizod, czy wskazówka dla mojego życia. Spotkałem wtedy księdza, który podzielił się ze mną doświadczeniem, że zawsze, gdy ma rozeznać jakąś ważną sprawę, modli się litanią do Ducha Świętego. Ja też tak zacząłem. Codziennie rano klękałem i sumiennie prosiłem o światło w moim życiu. I to światło przyszło. Odkryłem pragnienie zostania księdzem. Po rozmowie z moim biskupem tak potoczyły się sprawy, że zostałem skierowany do seminarium do Polski w Łodzi. Po trzecim roku studiów znałem już dobrze francuski, więc zdecydowałem się na urlop dziekański i pojechałem do francuskiej szkoły o. Daniela Ange. Tam poznałem ludzi z różnych zakątków świata, którzy dzielili się swoim doświadczeniem spotkania Boga i nawróceniem. Wśród nich byli także nawróceni muzułmanie. Od tamtego czasu towarzyszy mi przekonanie, że Bóg działa nawet tam, gdzie oficjalnie chrześcijaństwo jest zabronione. Jego światło przenika nie tylko przez granice państw i mury domów, przenika do serc ludzi, o których w żaden sposób nie można powiedzieć, że Go szukają. To On nas znajduje.