Jerzy Pilch stwierdził kiedyś (nieco parafrazuję), że mężczyźni dzielą się na tych, którzy są piłkarzami, i tych, którzy z konieczności robią coś innego.
Siedząc przy laptopie z pękniętym paliczkiem – syn mnie urządził nieczystym wślizgiem! - nie jestem w stanie zaprzeczyć. Herosi boisk, królowie zbiorowej wyobraźni – właśnie nadciąga ich czas. Szał piłkarskich uniesień ogarnia też co jakiś czas literaturę. Trudno chyba o bardziej epicki sport, gdzie co jakiś czas Dawid pokonuje Goliata, a Parys trafia w piętę Achillesa. Już Wierzyński pisał przed wojną: „Tu tajemny sens wiąże i entuzjazm brata / Milion ludzi na wielkiej rozsiadłych widowni”. Piłka od swych początków była wdzięcznym tematem dla pisarzy.
Trudno się dziwić, w końcu zasada: „Gra się tak, jak przeciwnik pozwala”, dotyczy również literatury – w lekturze jest coś z pojedynku między autorem i czytelnikiem. Nieprzypadkowo mówimy: „pokonałem tę książkę” lub „przy tej poległem, ponad moje siły”. W piłce drzemie potężna siła nostalgii, pragnienie, by przez chwilę było jak kiedyś. Ale równocześnie oczekujemy niespodzianki, efektu zaskoczenia. W świetnym, a zapomnianym eseju „Mecz, czyli czarna msza sceptycznego ludu” pisał Andrzej Kijowski, przeżywając na równi z całym narodem nasz mundial w RFN: „Mistyka gry ma coś z dawnych obrzędów wróżbiarskich – chodzi w niej o to samo: o przychwycenie losu na gorącym uczynku”.
Zdaję sobie sprawę, że piszę to w momencie, gdy za piłką stanęły – nomen omen – murem ciemne interesy i polityczne rozgrywki. Chciałbym jednak, by znów na chwilę stała się czystą radością. A po obejrzanym meczu chciałbym znów założyć korki i wziąć synów na kolejny, już tylko między nami rozegrany. Bo bolący palec nie będzie przecież wymówką!
*Dr hab.Lech Giemza jest redaktorem książki „Pisarze wobec futbolu. Negacje-irytacje-fascynacje”.