We wtorek 3 lipca, w 69. rocznicę cudu lubelskiego, obchodzić będziemy po raz piąty święto Najświętszej Maryi Panny Płaczącej. Taki tytuł, za zgodą kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, oficjalnie nosi Matka Boża z katedry w Lublinie.
O godz. 19.00 na placu przed archikatedrą lubelską rozpocznie się pontyfikalna Msza św. pod przewodnictwem bp. Jana Śrutwy, biskupa seniora diecezji zamojsko-lubaczowskiej. Po Mszy świętej ulicami Lublina przejdzie procesja różańcowa z obrazem Matki Bożej Katedralnej, którą zakończy Apel Jasnogórski na placu Katedralnym.
Uroczystą Eucharystię poprzedzi o godz. 18.30 nabożeństwo z modlitwą wstawienniczą. Tuż przed godziną 19.00 zostanie wniesiony obraz Matki Bożej i rozpocznie się Msza święta. Po Eucharystii ulicami miasta wyruszy procesja różańcowa z cudownym obrazem Matki Bożej, Pani Katedralnej. Trasa będzie wiodła ul. Żmigród, Bernardyńską, Miedzianą, Prymasa S. Wyszyńskiego, Królewską na plac Katedralny. Uroczystości zakończą się przed godz. 22.00 aktem zawierzenia Matce Bożej.
Msze święte w archikatedrze odprawiane będą 3 lipca o godz. 6.00; 7.00; 8.30; 10.00; 11.30 i 19.00.
Główne uroczystości odpustowe rozpoczną się wieczorem na placu katedralnym.
18.30 – nabożeństwo z modlitwą wstawienniczą, w trakcie którego przywitani zostaną pielgrzymi przybywający do sanktuarium.
19.00 – wniesienie obrazu Matki Bożej Płaczącej i rozpoczęcie pontyfikalnej Mszy Świętej.
Wydarzenia sprzed 69 lat zaczęły się 3 lipca 1949 roku. W diecezji zaczynał swoją pracę nowy biskup Piotr Kałwa. W pierwszą niedzielę lipca w katedrze odbywały się uroczystości odnowienia aktu zawierzenia Niepokalanemu Sercu Maryi. Po zakończonych uroczystościach, około godz. 15, siostra zakonna Barbara Sadowska zauważyła zmiany na obrazie Matki Bożej. Szybko pobiegła zawiadomić o tym kościelnego, który jej nie uwierzył, myśląc, że to „babskie fanaberie”. Dla świętego spokoju poszedł jednak zobaczyć. W tym czasie przed obrazem w katedrze modliła się spora grupa ludzi, którzy także zauważyli zmiany. Pod prawym okiem Matki Bożej widoczna była czerwona łza. Lotem błyskawicy po mieście rozniosła się wieść, że Matka Boża płacze.
Do katedry zaczęli napływać ludzie, tak że jej zamknięcie, by zbadać zjawisko, było niemożliwe. Dopiero przy pomocy kleryków, którzy przyszli z seminarium, by kierować ruchem wiernych, udało się późną nocą zamknąć kościół. Zawiadomieni o wszystkim biskupi podchodzili do zjawiska z dystansem. Zarządzili zwołanie komisji, która miała zbadać sprawę. Przypuszczano, że to naciek wilgoci umiejscowił się w tym miejscu, rozpuszczając farbę. Kiedy jednak zdjęto obraz ze ściany, okazało się, że od spodu jest suchy. Pobrano próbki substancji, jednak nie reagowała ona z żadnym znanym wówczas odczynnikiem chemicznym. Nie były to ani łzy, ani krew. Kuria biskupia wydała więc komunikat, że zjawiska tego nie można uznać za cudowne, jednak liczne uzdrowienia i nawrócenia, jakie mają miejsce przed obrazem, np. spowiedzi zatwardziałych grzeszników, z pewnością są znakiem Bożego działania. Jeden z chemików badających wówczas naciek na obrazie zapisał w swoim pamiętniku, że w obawie przed reakcją władz nie można było przyznać publicznie, że ciecz na obrazie jest płynem limfatycznym, czyli pochodzącym z żywego organizmu.
Widzącym jednak co się dzieje ludziom – doświadczającym wielkiej łaski pokoju w sercu, nadziei, a także fizycznych uzdrowień – nie trzeba było oficjalnych pism potwierdzających cud. Do Lublina zaczęły napływać pielgrzymki z całej Polski. Kolejka chętnych do wejścia do katedry sięgała mostu na Bystrzycy i trzeba było w niej stać 9–10 godzin. Ludzi to nie zrażało. Natomiast przerażona zjawiskiem była ówczesna władza, która zaczęła najpierw za pośrednictwem prasy publikować artykuły o „sfabrykowaniu” cudu przez duchownych, potem o „ciemnogrodzie” wśród wierzących, którzy dają się nabrać, a w końcu organizowano zebrania w zakładach pracy, na których partyjni przedstawiciele próbowali udowodnić, że cudu nie ma. Największą akcją wymierzoną w wierzących i wydarzenia w katedrze miał być wiec na placu Litewskim, który zaplanowano na 17 lipca. Całe miasto zostało obwieszone megafonami, by dobrze słyszalne i wszechobecne były przemówienia partyjnych sekretarzy. Grupy zorganizowanych aktywistów przyniosły transparenty z hasłami antyklerykalnymi i „antycudowymi”, które także głośno skandowano.
Wtedy też aresztowano najwięcej osób, które znalazły się w centrum Lublina. Oskarżonym mógł być każdy, kto znalazł się w pobliżu katedry lub publicznie przyznawał do wiary w cud. Śpiewanie pieśni religijnych przed katedrą kwalifikowało się od razu do postawienia przed sądem. Trzeba było wykazać się wielką odwagą, by zabierać głos w obronie Kościoła. Część ludzi przyznających się do wiary nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia, inni świadomie opowiadali się za Panem Bogiem. Do tych ostatnich należeli przede wszystkim studenci KUL i młodzież pochodząca z rodzin o tradycji AK-owskiej.
Wielu z nich otrzymało wyroki za "próbę obalenia ustroju", zostało wyrzuconych ze studiów czy straciło pracę.