To nie jest podróż w ciemno, kiedy człowiek z lękiem stawia każdy krok. Przeciwnie! Ponad 40 lat temu ks. Franciszek Blachnicki przetarł szlak, którym wciąż z zachwytem idą kolejne pokolenia.
Ruch Światło-Życie ludzie odkrywają w różnym wieku i okolicznościach. Jedni mają po kilka czy kilkanaście lat, inni wkroczyli w dorosłość, jeszcze inni, żyjąc w małżeństwie, szukali czegoś, co pozwoli im być lepiej ze sobą.
- Ja jestem przypadkiem dosyć późnej miłości do Ruchu. Byłem już klerykiem w seminarium, kiedy bliżej zacząłem się przyglądać tej wspólnocie. Dla mnie, młodego wówczas chłopaka, wielkim autorytetem był ks. Marek Urban, diecezjalny moderator Ruchu Światło-Życie. Pomyślałem sobie, że skoro taki ksiądz jest zaangażowany w to dzieło, to musi to być coś cennego. Zacząłem więc chodzić na spotkania oazowe i poznawać, czym to jest - mówi ks. Jerzy Krawczyk, nowy moderator diecezjalny Ruchu Światło-Życie, prowadzący obecnie wakacyjne rekolekcje oazowe III stopnia dla młodzieży.
Poznając Ruch, poznawał też jego założyciela ks. Blachnickiego, śląskiego księdza, którego losy zawiodły do Lublina. Miasto stało się jednym z oazowych centrów w Polsce, obok Krościenka.
Młodzieżowa oaza III stopnia w Lublinie
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
- Jako kleryk przeszedłem całą formację, poczynając od rekolekcji nazywanych pierwszym stopniem, kiedy to odkrywamy, że Bóg ma dla nas wspaniały plan, przez drugi stopień poświęcony "wyprowadzeniu z Egiptu", czyli wyzwoleniu się z różnych słabości i ograniczeń, po trzeci stopień pokazujący bogactwo Kościoła, jego wspólnot i darów udzielanych przez Ducha Świętego. Kiedy jednak wspominam mój pierwszy wyjazd na rekolekcje, przyznaję, że łatwo nie było. Nawet był taki moment, że powiedziałem sobie "nigdy więcej", ale potem przyszła refleksja, iż znam tylu wspaniałych ludzi zaangażowanych w to dzieło, że może nie warto się poddawać. Tak się stało. Drugi wyjazd na rekolekcje to było całkiem nowe doświadczenie, zachwyt, pokój w sercu, pewność, że jest to propozycja dla Kościoła wciąż aktualna, mimo upływu lat - mówi ks. Jurek.
Cechą założyciela Ruchu ks. Blachnickiego było bezgraniczne zawierzenie Bogu przez Jego Matkę. Całe dzieło oazowe zostało zawierzone Niepokalanej Matce Kościoła.
- Nigdy nie był to pusty akt, ale zawsze konkretne czyny miłości względem drugiego człowieka i doświadczanie prowadzenia w różnych sytuacjach. Ks. Blachnicki był zwykłym, biednym księdzem studiującym na KUL, a potem prowadzącym zajęcia i prace naukowe. Nigdy finansowo się nie przelewało, a jednak zawierzając Matce Bożej, zdołał na potrzeby Ruchu kupić w Lublinie kilka domów. Tych historii oazowicze zawsze słuchają z zapartym tchem, ale to niezamknięty rozdział. Wciąż doświadczamy opieki Matki Bożej, zarówno w wielkich, jak i małych sprawach. Kiedy poszedłem do pracy do mojej pierwszej w parafii w Chełmie, proboszcz powiedział, bym zajął się młodzieżą, może jakąś wspólnotę założył. Pomyślałem, że znam się na oazie, więc założyliśmy oazę. Wkrótce na spotkania zaczęło przychodzić całkiem sporo młodzieży. Jednak oazowa formacja zakłada, oprócz spotkań w ciągu roku, wyjazd na rekolekcje. To zaś kosztuje. Może niedużo w porównaniu z innym wypoczynkiem, ale jednak. Chełm to miasto, gdzie często ludziom trudno związać koniec z końcem, więc pieniędzy na wakacyjne wyjazdy raczej brakuje. Przychodzili do mnie młodzi i mówili, że chcą jechać na rekolekcje, ale kasy nie ma. Mówiłem: "Wpłaćcie, ile możecie, resztą zajmie się Pan Bóg". Tego nauczyłem się od ks. Blachnickiego. Zdarzało się tak, że zbliżał się termin rekolekcji, a mi w kasie brakowało kilku tysięcy. Zawsze jednak jakimś cudownym sposobem znajdowali się ludzie czy instytucje, które uzupełniały brak. Nigdy nie miałem za dużo, zawsze w sam raz. To taki charakterystyczny znak, że zadziałała Boża opatrzność - opowiada ks. Jerzy.
Więcej o rekolekcjach oazowych i doświadczeniach młodych ludzi na drodze Ruchu Światło-Życie w 29 numerze "Lubelskiego Gościa".