Siedliszcze było ostatnim miejscem jego proboszczowania. Tę parafię, z którą był zżyty od 1987 roku, wybrał sobie na miejsce wiecznego spoczynku. Liczni wierni i koledzy kapłani żegnali go, odprowadzając w ostatnią drogę.
Ks. Janusz urodził się 10 lipca 1938 roku w Solcu. W dniu jego 80. urodzin Pan Bóg powołał go do siebie.
Ci, którzy go znali, mówią, że był to człowiek niezwykle skromny, pełen kultury, ale przede wszystkim człowiek modlitwy, który nie ustawał w głoszeniu Ewangelii. Bp Mieczysław Cisło przewodniczący Mszy św. pogrzebowej przytoczył zapiski zachowane w archiwum diecezjalnym, wśród których jest opinia katechety z czasów, gdy ks. Janusz Krzak starał się o przyjęcie do seminarium. Już wtedy napisano o nim, że to Boży człowiek, wrażliwy na innych, służący chętnie pomocą i że nikogo nie dziwi, iż wybrał drogę kapłańską.
Całe jego życie potwierdzało, że ten wybór przynosił mu radość. Poczynając od pierwszych lat swego kapłaństwa, skończywszy na latach proboszczowania najpierw w Jarczowie, a następnie w Siedliszczu, dał się poznać jako kapłan nieustający w głoszeniu słowa Bożego, który budował nie tylko kościoły materialne, ale przede wszystkim Kościół duchowy.
- Kiedy w 1987 roku przyszedł do parafii w Siedliszczu, ukochał to miejsce i ludzi, poświęcając się im w służbie. Zawsze można było na niego liczyć, przyjść porozmawiać, prosić o modlitwę czy pomoc. Miał niezwykły dar obdarowywania przyjaźnią tych, z którymi pracował – mówił ks. Jacek Brogowski, następca ks. Janusza Krzaka w parafii w Siedliszczu.
- Odprowadzając do domu Ojca ks. Janusza, chcemy dziękować za jego powołanie i lata pracy, dziękujemy za jego kapłańskie życie i świadectwo umiłowania Boga. – mówił bp Mieczysław Cisło.
Homilię wygłosił ks. Kazimierz Bownik, przyjaciel zmarłego.
- To był człowiek pokoju, nie ulegał emocjom. Nie pamiętam w ciągu 63 lat naszej przyjaźni, by kiedykolwiek wybuchnął gniewem, żeby narzekał. Był opanowany i spokojny, pełen ufności w Bożą pomoc. To wiara była fundamentem jego spokoju i pokoju, który emanował na tych, którzy byli blisko niego, a przecież Boża Opatrzność nie szczędziła mu różnych doświadczeń. Nie odebrało mu to jednak radości, potrafił z poczuciem humoru przygotowywać ogłoszenia parafialne. Wsiąść na rower czy furmankę i jechać do rożnych punktów katechetycznych, by uczyć religii. Uwielbiał rozmawiać z ludźmi. Zawsze gdy wybierał się do sklepu, zabierało mu to dużo czasu, bo z każdym chciał porozmawiać, pożartować, gdy trzeba było pocieszyć, powiedzieć dobre słowo. Mamy nadzieję, że ten pokój, jaki za życia nosił w sobie, teraz będzie promieniował na nas z nieba - mówił ks. Kazimierz Bownik.
Więcej w "Lubelskim Gościu Niedzielnym" na 22 lipca.