Chciałbym powiedzieć braciom kapłanom i wam wszystkim, że jesteście odpowiedzialni za to, by ta niezwykła akcja trwała, rosła, piękniała. Po to, by chorzy, pęknięci, połamani mogli odnajdywać Pana Boga i ludzi - podkreślał dominikanin w Daleszycach.
W dniu święta św. Edyty Stein - Teresy Benedykty od Krzyża, Mszy św. dla pielgrzymów w Daleszycach przewodniczył bp. Mieczysław Cisło, a homilię wygłosił o. L. Wiśniewski. Jak podkreślił bp Cisło podczas powitania pielgrzymów, Edyta Stein, szukając prawdy - znalazła Chrystusa. - Dziś ludzie kierują się konsumpcjonizmem i egoizmem, a jej priorytety były inne. Wstąpiła do zakonu i zginęła w obozie Auschwitz-Birkenau - mówił bp Cisło.
Homilię podczas Mszy św. wygłosił natomiast o. Ludwik Wiśniewski, który był organizatorem pierwszej Lubelskiej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę w 1979 r., przy wsparciu ze strony bp. Bolesława Pylaka. - Bracia kapłani, ze wzruszeniem i wdzięcznością na was patrzę, że chcecie uczestniczyć w pielgrzymce. Siostry i bracia pielgrzymi, wybrana cząstko diecezji lubelskiej. Co można powiedzieć? Kocham was! Gdy byłem młodym księdzem myślałem, a było to pięćdziesiąt lat temu, że era odpustów i pielgrzymek minęła, bo to już nie te czasy. Że trzeba szukać innych form. Pielgrzymowanie wydawało mi się nudne. Jednak w 1968 r. przy Pielgrzymce Warszawskiej powstała grupa młodzieżowa, potem grupa akademicka. Pomyślałem, że trzeba się wybrać, nie można przejść obojętnie. W 1970 r. wybrałem się w grupie 17. ze studentami z Gdańska. To było prawie 700 osób. Studenci z całego kraju. To była bardzo trudna pielgrzymka. Ale mówiłem sobie - nie dam się tak łatwo przekonać do pielgrzymki. I trzeciego dnia się „nawróciłem”. Chodziłem później co roku, aż do wyjazdu do Rosji. Wtedy, w początkach, na trasie zdobyć kubek wody, by przemyć oczy było szczęściem. Pamiętam, że w 1970 r. była też grupa studentów z Lublina. Ale bez duszpasterza. Modlili się za niego, bo o. Hubert Czuma, ich opiekun, był wtedy w areszcie - opowiadał o. Ludwik.
- To wielkie szczęście uczestniczyć w pieszej pielgrzymce. Jeśli ktoś może, jeśli zdrowie mu pozwala, niech ma to przekonanie, że to wielkie szczęście - kontynuował dominikanin. - Wiele razy rozmawiałem w tamtym, okresie z ówczesnym ordynariuszem bp. Bolesławem Pylakiem. Mówił mi wielokrotnie, że byłoby bardzo dobrze gdyby i z Lublina poszła taka pielgrzymka na Jasną Górę. I w 1970 r. powiedzieliśmy sobie: Idziemy z Lublina. Wyruszyliśmy. Było czterech księży, którym jestem bardzo wdzięczny. Bez nich nie wiem co bym zrobił. Sami nie wiedzieliśmy, co komuniści z nami zrobią, mimo, że był już „nasz papież”. Był to jednak entuzjastyczny pochód - wspominał.
O. Ludwik Wiśniewski przywołał jego zdaniem najbardziej wzruszający moment tamtej pierwszej pielgrzymki Lublina. - Przed Kielcami zjawiła się na naszej trasie kobieta, pochylona. Mieszkała podobno ze trzy kilometry od głównej drogi. Dowiedziała się, że pielgrzymka idzie. Podpierając się krzesełkiem szła kilka godzin, by ucałować krzyż pielgrzymi. Ten krzyż przygotował nieżyjący już Ryszard Jankowski. Po moim wyjeździe z Lublina ten krzyż stał gdzieś w kącie. Po 25 latach znowu ów krzyż wędruje w pielgrzymce pieszej do Częstochowy. Znowu z pietyzmem jest całowany - wzruszał się.
Zauważył, że pielgrzymka leczy, scala, jednoczy, daje siły. - Często ludziom w konfesjonale, którzy mówią, że nie mają sił, że nie wiedzą, czy jeszcze wierzą czy już nie, mówię, by się wybrali na jakąś pielgrzymkę. Jak człowiek jest chory, to musi się zdobyć na jakieś wariactwo. Na pielgrzymce otwierają się horyzonty, zwłaszcza gdy wydarza się coś bolesnego. Gdy bolą nogi, ciężko oddychać. Wszystko boli. Wtedy otwierają się horyzonty na Boga i ludzi - podkreślał.
- Chciałbym powiedzieć braciom kapłanom i wam wszystkim, że jesteście odpowiedzialni za to, by ta niezwykła akcja trwała, rosła, piękniała. Po to, by chorzy, pęknięci, połamani mogli odnajdywać Pana Boga i ludzi. Niech nas Pan Bóg błogosławi i strzeże od wszelkiego zła - zakończył homilię. Pielgrzymi bardzo długo oklaskiwali o. Ludwika za te słowa.