W tym roku na letni kurs nauki języka polskiego zgłosiła się rekordowa liczba – bo aż 150 studentów z kilkudziesięciu krajów na świecie.
Szkoła Języka i Kultury Polskiej najbardziej znana jest z letnich kursów, czyli tzw. Szkoły Letniej. Jest ona jednostką wewnętrzną KUL, działa wewnątrz uczelni. W tym roku na letni kurs zgłosiła się rekordowa liczba – bo aż 150 studentów z kilkudziesięciu krajów na świecie. – Szkoła nie jest najtańsza, ale jest bardzo dobra. Wszyscy są zadowoleni z efektów nauki u nas. Mamy zarówno studentów komercyjnych, którzy sami płacą za kurs językowy, ale też stypendystów, którzy chcą studiować w Polsce i mają przyznane stypendia z budżetu państwa, które funduje Narodowa Agencja Wymiany Akademickiej. Są też studenci z Ukrainy, którzy mają finansowanie ze specjalnego projektu – tłumaczy ks. dr hab. Jarosław Jęczeń, dyrektor Szkoły Języka i Kultury Polskiej KUL. Uczestnicy kursu uczą się w gmachu głównym uniwersytetu, korzystają z uczelnianej stołówki, mieszkają w jej akademikach. To wszystko powoduje, że mimo wakacji generowany jest ruch, nie tylko na poziomie wizerunkowym, ale także ekonomicznym. - W tym roku, w ramach 45. edycji szkoły letniej mamy studentów z 39 krajów. Poza miesiącami wakacyjnymi natomiast w szkole uczą się języka przeważnie studenci komercyjni – podkreśla ks. J. Jęczeń.
Angela Rogner z Austrii docenia wschodni koloryt Lublina i poziom kształcenia ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Angela Rogner przyjechała do Lublina na naukę języka polskiego z Austrii. – Wasz język nie był mi zupełnie obcy. Jestem tłumaczką ustną, poznałam już francuski, hiszpański, czeski i słowacki. Teraz chcę doprecyzować polski. Pracuję w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej – opowiada. Jej zdaniem język polski jest niezwykle trudny, trudniejszy od jej ojczystego, czeskiego czy francuskiego. – Duży kłopot sprawia mi tak wiele form liczebników. Ale jakoś sobie radzę – śmieje się. Mówi, że kurs na katolickim uniwersytecie poszerzył jej wiedzę na temat Polski. – Na wykładach z kultury dowiedziałam się dużo na temat historii Żydów w Lublinie, o tym, co się tu stało. Wiedziałam o Zagładzie jako Austriaczka. Ale tu dotknęłam lokalizacji tych zdarzeń. Interesuje mnie to, dlaczego to wszystko się stało, jak to było możliwe – wyjaśnia. Oprócz zajęć z historii docenia lekcje dotyczące najnowszej historii Polski oraz o sytuacji politycznej w kraju i literatury. – Wcześniej wiedziałam ogólne rzeczy. W Austrii wiemy, że Polska jest największym krajem nowych członków Unii Europejskiej, że to kraj katolicki. Przekaz medialny każe nam myśleć, że Polacy są dość nacjonalistyczni. Ale pobyt tutaj weryfikuje wiele stereotypów. Zdecydowanie moim zdaniem Polacy są emocjonalni, lubią się komunikować, są aktywni. Tym, co mogłoby mi jednak sprawiać trudność, gdyby przyszło mi żyć nad Wisłą – to duży poziom spontaniczności w wielu przestrzeniach. To nie jest kwestia spraw materialnych, ale mentalności. Nie miałam okazji odwiedzać urzędów, mówię to jedynie na podstawie moich obserwacji w przestrzeni miejskiej. Ale z pewnością będę polecała naukę na tym uniwersytecie innym osobom. Sama zresztą dostałam taką radę, aby na naukę języka polskiego przyjechać do Lublina, choć prezentacja internetowa też na mnie zrobiła wrażenie. Ponadto pomysł przyjazdu tutaj spodobał mi się z tego względu, że miasto jest położone na Wschodzie, ma swój urok i niepowtarzalny klimat – podkreśla Angela. Amerykanin Ryan Rowe chce zostać śpiewakiem w Europie, a może nawet w Polsce ks. Rafał Pastwa /Foto Gość - Jestem Amerykaninem z Durham w Karolinie Północnej i studiuję śpiew operowy na uniwersytecie w Minnesocie. Uczyłem się wcześniej przez rok języka polskiego, gdy studiowałem języki słowiańskie i muzykę na University of North Carolina at Chapel Hill. Podobał mi się ten język. Poza tym chciałbym pracować jako śpiewak operowy w Europie, a Polska jest dobrym krajem dla śpiewaków. Zupełnie to inaczej wygląda niż w USA – opowiada Ryan Rowe. Jest zauroczony Lublinem, bo w Stanach Zjednoczonych nie spotkał takich przestrzeni i festiwali. – Zachwycił mnie Carnaval Sztukmistrzów na Starym Mieście i to, że ciągle się coś dzieje u was. Podobał mi się też koncert muzyki ludowej. Profesorowie z USA z którymi rozmawiałem, polecali mi Lublin jako jedno z piękniejszych miast w Polsce. No i oczywiście podkreślali dobry poziom tutejszych lektorów – mówi Ryan. Cezary Ruta od wielu lat związany jest ze szkołą językową ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Założycielami Szkoły Języka i Kultury Polskiej na KUL byli o. prof. Mieczysław Krąpiec i prof. Stefan Sawicki. Pierwszy pełnił wtedy funkcję rektora, drugi prorektora katolickiej uczelni. Było to dokładnie czterdzieści pięć lat temu. – Pomysł był skierowany wtedy głównie do środowisk polonijnych, choć nie tylko. Chodziło o umożliwienie ludziom z polskimi korzeniami z USA i Kanady przyjazdu do Polski, aby mogli uczyć się języka i kultury. Wydarzenia, takie jak szkoła letnia czy kurs języka polskiego, zwalniały z wielu formalności – wyjaśnia Cezary Ruta, kierownik dydaktyczny Szkoły Języka Polskiego na KUL. Z biegiem lat zaczęły przyjeżdżać do Lublina osoby, które nie miały polskich korzeni, a język był im potrzebny do pracy czy kontaktów rodzinnych. – Stąd pojawiły się zmiany programowe. Niegdyś było więcej wycieczek i programu folklorystycznego, obecnie największy nacisk kładziemy na naukę języka polskiego i prezentowanie polskiej kultury – dopowiada C. Ruta.
Obszerny artykuł o Szkole Języka i Kultury Polskiej KUL w najnowszym Lubelskim "Gościu Niedzielnym".