- Wierciłam się, siadałam na piętach, ale trwałam na modlitwie, choć pewnie do końca jeszcze jej wtedy nie rozumiałam - wspomina 85-letnia Marianna Stępniewska, wnuczka Julianny Łukasik twórczyni kółka różańcowego, które działa od początku XX w. po dziś dzień.
Z nieba wyszedł i do nieba prowadzi. Tak mówią o różańcu ci, którzy tworzą róże różańcowe w parafiach. Często róże te żyją dłużej niż ich twórcy.
- Moja babcia założyła trzy kółka. Jedno z nich przetrwało wszystkie zawieruchy, jakie przeszły przez Polskę w XX w. i do dziś działa w parafii Garbów-Cukrownia. - wspomina pani Marianna. - Z przekazu rodzinnego wiem, że działało się to jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 r. Kółko to było aktywne podczas II wojny światowej, w ciężkim czasie okupacji niemieckiej. Działało także w czasach budowy socjalizmu, kiedy to władze naszego państwa oficjalnie walczyły z Kościołem. W naszym kółku różańcowym różami były między innymi moje ciocie, siostry, bratowa i sąsiadki. Tak jest do dzisiaj - opowiada kobieta.
Książeczka różańcowa mamy pani Marianny
Justyna Jarosińska /Foto Gość
W tamtych czasach, jak mówi M. Stępniewska, kółka różańcowe były stanowe. - Do jednej róży różańcowej mogło należeć albo piętnaście mężatek, albo piętnaście panienek. Jak były dzieci, to tylko dzieci. Był porządek. Teraz jest inaczej. Nie znaczy, że gorzej. Najważniejsze, by utrzymać działalność tych kółek. Bo to wcale nie jest takie łatwe - stwierdza ze smutkiem.
Jak opowiada pani Marianna, w swoim kółku jest już od niepamiętnych czasów. - A jedna z moich sióstr już od 70 lat - chwali się kobieta. - Ja tak szybko nie wstąpiłam, bo musiałam czekać w kolejce, aż ktoś się "wykruszy". Bo to jest właśnie tak, że jak ktoś umiera, bądź sam rezygnuje, to najbliższa rodzina ma prawo wprowadzić kogoś innego. Jeśli nie chce, to wtedy dopiero szuka się na to miejsce osoby z zewnątrz. Pamiętam jak "wykruszyła" się moja najstarsza siostra, która była zelatorką. Chcieliśmy, by jej córka objęła tę funkcję, ale ona nie chciała się tego podjąć. Ja jestem już stara, więc to nie miałoby sensu. Szukałyśmy kogoś odpowiedniego i padło na bratanicę.
Pani Marianna, choć nie została zelatorką, to jednak podobnie jak przez wszystkie lata, z wielką starannością czuwa nad kółkiem założonym ponad wiek temu, jeszcze przez babcię. - Bardzo mi zależy, by te panie motywować. Mam na to wiele pomysłów - śmieje się starsza pani. - Ostatnio dostałam od Matki Bożej takiego rozpędu, że kupiłam nowe tajemniczki. Wszystkie członkinie dostały specjalne rozpiski na kolejny etap. Modlimy się za Kościół, za papieża, w swoich intencjach oraz tych, które poddaje proboszcz.
M. Stępniewska bardzo pilnuje, by każda z pań wywiązywała się ze swojego obowiązku odmawiania codziennej modlitwy. - Jak ktoś nie odmówi swojej dziesiątki, to nie oznacza, że całej kółko traci swoją modlitwę - stwierdza, - ale ja nie chcę o tym mówić, bo jak człowiek się do czegoś zobowiązuje, to powinien słowa dotrzymać.
Kobieta robi też wszystko, by kółko jak mówi trochę odmłodzić. - Ja sama córki nie mam, dlatego już uśmiecham się do wszystkich moich młodych kuzynek, bo przecież ktoś będzie mnie musiał zstąpić.