Teolożka uważa, że jest to moment przełomowy dla Kościoła w Polsce. Młodym jeszcze zależy na Kościele, ale należy zaakcentować słowo "jeszcze". To wynik tradycji, rodziny, ale kończą się dawne schematy i przyzwyczajenia.
Jest nauczycielką religii z ponaddwudziestoletnim stażem. Nie uważa, że bycie katechetą jest trudniejsze niż bycie nauczycielem innego przedmiotu. – Jeśli się kocha młodzież, jeśli jest się człowiekiem wierzącym - to nie ma problemu - mówi Barbara Łaska, teolożka i nauczycielka religii w II LO w Chełmie.
– Trzeba być autentycznym w szkole i poza nią. Dzisiaj nauczyciel religii również może ulec pokusie niewiary. Może stwierdzić, że Pan Bóg mu nie jest potrzebny, bo jest dobrobyt, wygoda, spokój. Katecheta może się poczuć samowystarczalny, tak jak inni ludzie, którym Bóg nie jest potrzebny. Może też uczyć w oderwaniu od wiary w Boga – wyjaśnia.
– Grzech, piekło, rzeczy ostateczne, cała eschatologia – i nie chodzi wcale o straszenie kogokolwiek – dla wielu ludzi, także niektórych katechetów, to czysta abstrakcja. Katecheci też wchodzą w konsumpcyjny świat i zapominają o wszystkim, korzystając z bogatej oferty różnych propozycji. Tymczasem my powinniśmy normalnie funkcjonować w świecie, korzystać z dóbr, ale umieć pokazać życiem, że jest Bóg, że jest dla nas najważniejszy, że nie chodzi o szukanie sensu w konsumowaniu i świętym spokoju. Że bez Boga świat z tym mnóstwem ofert i licznymi propozycjami nie zaspokoi naszego głodu duszy – akcentuje nauczycielka.
Barbara Łaska rozmawia z młodzieżą na swoich lekcjach w sposób otwarty. Niekiedy młodzi wylewają gorzkie opinie o instytucji Kościoła, duchownych, skandalach czy zachowaniu wierzących. – Nie uciekam przed tymi pytaniami, nie ukrywam tego, co trudne, ale mówię im o mojej miłości do Kościoła, do Boga. Oczywiście, jest dużo „plucia” z powodu zasłyszanych i powtarzanych sloganów, ale trzeba rozmawiać, wyjaśniać, pokazywać swoje życie. Nie wolno się poddawać ani uciekać – mówi.
Teolożka uważa, że jest to moment przełomowy dla Kościoła w Polsce. – Młodym jeszcze zależy na Kościele, ale należy zaakcentować słowo „jeszcze”. Nadal to wynik tradycji, rodziny, choć powoli kończą się dawne schematy i przyzwyczajenia. Wystarczy zauważyć, że większość, zdecydowana większość młodzieży, która chodzi na religię, nie chodzi na niedzielną Mszę św. Potrzeba nam wszystkim ogromnej modlitwy, aby pójść z duchem czasu i nie stracić Chrystusa. Potrzeba nam powrotu do Chrystusa w kościołach, podczas kazań, katechez, rozmów, w codziennym życiu ludzi świeckich. Być może to również zadanie dla małych wspólnot, aby ratować żywą wiarę w świecie poranionym przez grzech, w świecie zwątpienia, nieufności, zasobności – zastanawia się.
- My, ludzie wierzący, musimy wyjść do tych, którzy są na krawędzi lub odeszli. Albo nie chcą przyjść do Chrystusa. Wspólnoty protestanckie wychodzą skutecznie do ludzi z przeróżnymi ofertami, a to z kursami językowymi, a to ze szkoleniami – a potem jest propozycja wiary i życia wiarą. Jest wspólnota radosnych i pomocnych ludzi. Katolicy muszą moim zdaniem robić to samo. Nie wolno jednak zapominać o nadziei i o tym, że to Pan Bóg tak naprawdę szuka człowieka – podsumowuje.
Czytaj także: Doroczne spotkanie nauczycieli religii archidiecezji lubelskiej.