„Proszę szykować się na śmierć córki” – usłyszeli państwo Białowolscy, rodzice małej Magdy. „Nic już nie można zrobić” – powiedział lekarz. Nie pomyślał, że ostatnie słowo należeć będzie do Matki Bożej Kębelskiej.
Madzia nie chorowała. Była radosnym dzieckiem, lubiła rysować. Tego dnia jak zwykle rozłożyła kredki, kartki do rysowania i zabrała się do dzieła. Nagle mama zauważyła, że ręka dziewczynki zwisa bezwładnie, a kredka upada na podłogę. Z Magdą dzieje się coś niepokojącego. Woła męża i szybko jadą z dzieckiem do najbliższego szpitala. Tam lekarz po badaniu stwierdza, że to na tyle poważne, iż lepiej będzie jak najszybciej zawieźć dziecko do kliniki w Lublinie. Gdy samochód dojeżdża do szpitala w Lublinie, dziewczynka ma już bezwładne obie rączki i nogi. Trwają gorączkowe badania i poszukiwanie przyczyn tego stanu.
Po całej nocy diagnostyki lekarze nie potrafią jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, co się dzieje. Zapada więc decyzja o przewiezieniu Magdy do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Zrobiona tam tomografia wykazuje nieoperowalnego guza mózgu. Dziewczynka traci przytomność. Jej rodzice zostają wezwani na rozmowę do lekarza prowadzącego. Tam słyszą: „Przykro mi bardzo. Jesteście młodzi, będziecie mieć jeszcze dzieci. Magda jest umierająca. Najprawdopodobniej nie przeżyje doby. Trzeba się przygotować do pogrzebu”. Rodzice są zrozpaczeni. Lekarz proponuje im także przewiezienie Magdy z powrotem do kliniki w Lublinie. Powód jest tylko jeden – transport zwłok będzie łatwiejszy z Lublina do rodzinnej miejscowości Białowolskich niż z Warszawy. Kiedy poinformowano o wszystkim dalszą rodzinę, babcia Magdy zaproponowała, by wszyscy pojechali do Wąwolnicy modlić się przed figurą Matki Bożej Kębelskiej. Jest listopad 1982 roku. Rodzina nie spodziewa się cudu, modli się o to, by Madzia nie cierpiała, umierając, a oni – by potrafili przyjąć to, co się zdarzy. – O ósmej rano weszli do kaplicy Matki Bożej, gdzie modlili się ponad godzinę – opowiada ks. Jan Pęzioł, ówczesny kustosz sanktuarium, świadek wydarzeń.
Ze śmierci do życia
28 listopada o 7 rano mama Madzi dopełnia formalności niezbędnych do przewiezienia córki do szpitala w Lublinie. Karetka rusza w drogę.
– Magda była nieprzytomna. Wzięłam ją na kolana, przytuliłam mocno, zdając sobie sprawę, że w każdej chwili dziecko może umrzeć. Pielęgniarka, która jedzie ze mną, mówi, bym co jakiś czas przykładała ucho do buzi Magdy, sprawdzając, czy jeszcze oddycha – wspomina kobieta.
Około godziny 9.00 karetka przejeżdża przez Ryki. – Jakoś mój mózg zanotował ten fakt i godzinę. Nie wiedziałam, że właśnie w tym czasie cała rodzina modli się w Wąwolnicy. Odwróciłam wzrok od szyby, spojrzałam na Magdę i krzyknęłam. Moja córka miała otwarte przytomne oczy i rozglądała się po karetce, za chwilę podniosła rączki i przeciągnęła się jak dziecko po dobrym śnie. Krzyczałam wniebogłosy, nie wiem sama, czy z przerażenia, czy z radości – opowiada.
Magda jest w pełni sił i sprawności, jakby nigdy nic się nie działo. Rodzice wracają z nią do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, gdzie ponownie wykonano tomografię. Śladu po guzie nie ma. Lekarze mają tylko jedną odpowiedź. To cud.
Dziś 40. rocznica koronacji cudownej figury Matki Bożej Kębelskiej. 1 września cały dzień do Wąwolnicy szły pielgrzymki, by modlić się u Matki Bożej i uczestniczyć w uroczystościach. W nocy odbyła się procesja z Kębła - miejsca objawień do Wąwolnicy, gdzie jest sanktuarium Maryi. Dziś 2 września główne uroczystości, którym przewodniczyć będzie abp Stanisław Dziwisz odbędą się o godz. 12.00.