Dziecko się boi, płacze, czasem ucieka, jeśli ma taką szansę. Wtedy pada sakramentalne: „Nie bój się niuniu, piesek nic ci nie zrobi, chce się tylko pobawić”. To ja bardzo proszę wytłumaczyć następnym razem temu pieskowi, że petarda nic nie zrobi, ludzie chcą się tylko pobawić. Efekt jest identyczny.
Z kolejnym sylwestrem wróciła dyskusja o petardach i zwierzętach. Kiedy ludzie się bawią, zwierzęta się boją. Ergo: bawmy się ciszej, z szacunkiem dla braci mniejszych. Nie mam zwierzaka, akurat ta dyskusja nigdy nie rozpalała mnie do czerwoności, choć przyznaję – wystrzelone w bezkres nieba miliony zawsze mnie zdumiewały wobec licznych głosów (licznych raczej wtedy, gdy trzeba postawić jakiś pomnik), że u nas tylko bida z nędzą i pieniądze trzeba poświęcić na wyższe cele.
Zwracam jednak uwagę na pewną niekonsekwencję: wielokrotnie zdarzyło mi się, że w trakcie spaceru moje osobiste dziecko natknęło się na cudzego psa. Dziecko dwuletnie, trzyletnie, ośmioletnie… Dziecko radosne, pies radosny. Pies radośnie podbiega do mojego dziecka, szczekając i skacząc. No i tu problem, bo moje dziecko nie chce być już radosne. Dziecko się boi, płacze, czasem ucieka, jeśli ma taką szansę. Wtedy pada sakramentalne: „Nie bój się niuniu, piesek nic ci nie zrobi, chce się tylko pobawić”. To ja bardzo proszę wytłumaczyć następnym razem temu pieskowi, że petarda nic nie zrobi, ludzie chcą się tylko pobawić. Efekt jest identyczny. To znaczy zerowy. Pies ma prawo się bać i nie rozumieć. Małe dziecko ma prawo się bać. Co więcej – jeśli małe dziecko śmiertelnie się wystraszy, to duże dziecko też będzie się bało. Mój starszy syn mówi: „jakoś sobie z tym radzę, ale po prostu nie lubię, jak do mnie skacze i szczeka”. Przyznaję, że mam tak samo.
Dodam, że uczymy dzieci nieufności do obcych zwierząt. Przypadek znajomych z wakacji, którzy byli na „bezpiecznej” plaży z dzieckiem i akurat biegał tam wolno pies, „który nigdy nikogo nie ugryzł”. Ten jeden raz ugryzł, skończyło się policją i szpitalem. Jeśli więc domagają się Państwo empatii dla zwierzaków, to ja tym bardziej domagam się empatii dla dzieci, swoich i cudzych. Mają prawo poruszać się swobodnie w miejskiej przestrzeni (wiejskiej zresztą też), a ktoś, kto puszcza milusińskiego samopas, to prawo im odbiera.