W Burkina Faso jest wioska, która nazywa się Tripano. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że żyją tam tylko trędowaci, zwożeni w to miejsce z całego kraju.
W ostatnią niedzielę stycznia obchodzić będziemy Światowy Dzień Walki z Trądem. Jak co roku jest on zachętą do modlitwy i materialnego wsparcia misjonarzy i misjonarek, którzy ofiarną pracą niosą pomoc najbiedniejszym z biednych. W różnych parafiach archidiecezji z tej okazji organizowane będą kiermasze ciast, z których dochód zostanie przeznaczony na walkę z tą chorobą. Według WHO trądu powinno już na świecie nie być, bo są dostępne lekarstwa, które skutecznie go eliminują. Niestety wciąż są takie miejsca, jak choćby Indie czy różne kraje afrykańskie, gdzie ta choroba nadal jest problemem.
Swoimi doświadczeniami pracy wśród trędowatych dzielił się na łamach "Gościa" o. Marcin Zaguła, misjonarz Afryki. Przypominamy tamtą opowieść.
– Pamiętam do dziś pierwsze wrażenie. W centrum miasta, za wysokim murem, znajduje się inny świat. Jest tam tylko jedno wejście i to wcale nie oblegane. Gdy przekracza się bramę, ma się wrażenie, że człowiek przenosi się do innej rzeczywistości. W wielu miejscach w Afryce jest bieda, ale w Tripano jest nie tylko bieda, jest przede wszystkim niespotykane nigdzie nagromadzenie ludzi bez rąk, nóg, nosa. To trąd pozbawił ich części ciała. Przyznaję, że idąc tam pierwszy raz, bardzo się przestraszyłem – opowiada o. Marcin.
Żeby pójść do Tripano, misjonarzy wcześniej przygotowano. Wiedzieli co tam zastaną, jak mają się zachować i zdawali sobie sprawę, że przez odwiedzanie trędowatych nie są w stanie się zarazić.
– Wszystko to wiedziałem, jednak pierwsze zetknięcie z trędowatymi było dla mnie szokiem. Byłem niemal pewny, że się zaraziłem trądem i choć wstyd się dziś do tego przyznać, po powrocie z wioski myłem się z sześć razy, by spłukać z siebie ewentualne zarazki. Na własnej skórze doświadczyłem strachu, który pewnie jest przyczyną izolowania trędowatych od reszty społeczeństwa. Na szczęście irracjonalny strach minął i mogłem regularnie chodzić do tych ludzi, by ich odwiedzać i co więcej uczyć się od nich przyjmowania woli Bożej – mówi misjonarz.
W Burkina Faso każdy wie o Tripano. Jeśli u kogoś pojawia się choroba, wie, dokąd trzeba się udać.
– To miejsce, gdzie żyją razem ludzie z całego kraju. Co więcej, zanim zachorowali, pochodzili z wrogich sobie plemion czy religii, gdy przyszedł trąd, połączył ich w biedzie. W Tripano nie ma wrogości. Każdy traktuje drugiego z szacunkiem i stara się mu pomóc. To mnie zadziwiło, że chorzy, którzy kiedyś byli wrogami, teraz tak bardzo potrafią się wspierać – przyznaje o. Marcin.
Kiedy wraca we wspomnieniach do spotkań z chorymi, staje mu przed oczyma pewien człowiek, który mieszkał w wiosce sam. Nie miał rąk ani nóg, które odpadły na skutek trądu.
– Kiedy wszedłem do jego chaty pierwszy raz, nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Przecież nie powiem mu, że wszystko będzie dobrze, bo nie będzie, nie uścisnę mu dłoni, bo jej nie ma, nie zabiorę go na spacer, bo nie ma nóg. Zamurowało mnie. On to zauważył i zaczął mnie pocieszać, żebym się nie martwił. Był przy tym tak pogodnym człowiekiem, pogodzonym ze swoim losem i cieszącym się drobiazgami, że wręcz zacząłem mu zazdrościć. Pomyślałem, że ja młody zdrowy facet, nie mam w sobie takiej radości, jak ten trędowaty – opowiada misjonarz.
W Afryce na szczęście na trąd zapada coraz mniej osób, ale i tak chorych liczy się w tysiącach. To efekt biedy i niewiedzy.
– Trąd jest chorobą brudu, jednak zachowanie higieny w tamtejszych warunkach jest bardzo trudne. Brak bieżącej wody i środków czystości sprzyja zachorowaniom. Dlatego jednym z naszych misyjnych zadań było organizowanie funduszy na studnie i edukacja ludzi, by wiedzieli, jak zadbać o zdrowie – mówi o. Marcin.
W dzisiejszych czasach trąd na szczęście jest uleczalny. Jeśli szybko się go zdiagnozuje, choroba nie czyni szkód. Niestety w Afryce nie wszyscy ludzie wiedzą, jakie są pierwsze objawy choroby. Orientują się dopiero wtedy, gdy zaczynają odpadać kawałki ciała. Choroby nie da się cofnąć, ale można ją zatrzymać. Do tego jednak potrzebne są fundusze. Dlatego od 1954 roku, w ostatnią niedzielę stycznia, obchodzony jest Dzień Walki z Trądem, w ramach którego zbierane są pieniądze na walkę z tą chorobą.
Dokładna liczba trędowatych nie jest znana. Wiadomo natomiast, ilu trędowatych rocznie trafia na leczenie w ośrodkach, szpitalach, ambulatoriach, stacjach misyjnych. Liczbę zarejestrowanych każdego roku przypadków trądu podaje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) i są one traktowane jako oficjalne, udokumentowane dane. Komunikat dotyczy roku 2011, kiedy zanotowano 219 075 nowych przypadków trądu. Ponad 20 tys. chorych to dzieci poniżej 15. roku życia. Ludzi wyleczonych z choroby, ale traktowanych w swoich środowiskach jako trędowaci, na świecie żyje kilkanaście milionów. Ponad dwa miliony osób po przebytym trądzie to osoby niepełnosprawne. Najwięcej trędowatych żyje w Indiach.