Od trzydziestu lat słyszę, że wreszcie możemy poczuć się gospodarzami we własnym kraju, wziąć odpowiedzialność także za swoją "małą ojczyznę". No to po odpowiedzialności… Mogę sobie uważać, co chcę, ktoś wyżej zdecyduje lepiej.
Wycięto mi tuż przed domem drzewa. Od razu ponad sto. Podobno dzięki temu powstanie osiemdziesiąt miejsc parkingowych. Świetnie, będę parkował do rozpuku. Gdzie mi się żywnie spodoba, o ile nie będzie zajęte.
Drzewa były stare i piękne. Dawały cień, produkowały tlen. Bez tlenu jakoś się obejdziemy, przecież stężenie szkodliwych pyłów tylko trochę przekracza dopuszczalne normy. A czasem nawet nie przekracza. A cień jest potrzebny tylko wtedy, kiedy jest gorąco. No to można nie wychodzić z domu. No chyba, że się chce przejść szybciutko do samochodu…
Rozmawiam ze znajomymi. Nikt nic nie wiedział, wszyscy zdziwieni. W gazetach czytamy, że decyzja zapadła „po konsultacjach społecznych”. Przepraszam, nie ze mną. To było jedno z piękniejszych miejsc w Lublinie. Kirkut, kościół salezjanów, otoczone drzewami. Teraz to pustynia. Wycinanie drzew pod nowe miejsca parkingowe to strzał w kolano – nie da się wyciąć tylu drzew, żeby wszyscy chętni mogli wygodnie zaparkować. Państwo wybaczą, miasta nie są z gumy.
Przy okazji dostaliśmy lekcję nie-odpowiedzialności. Od trzydziestu lat słyszę, że wreszcie możemy poczuć się gospodarzami we własnym kraju, wziąć odpowiedzialność także za swoją „małą ojczyznę”. No to po odpowiedzialności… Mogę sobie uważać, co chcę, ktoś wyżej zdecyduje lepiej.
Oburzeni są wszyscy, z którymi rozmawiam. Kalinowszczyzna już jest rozjeżdżana przez przyjezdnych. Oni swoją zieleń mają. Przyjadą do nas, zostawią auto, a potem wrócą do swoich domów wśród zieleni. My musimy ustąpić, bo oni mają swoje potrzeby. My nie. Tak przebiega gettyzacja dużych miejskich osiedli. Pamiętają Państwo Wojtka Bellona? „W moim mieście wycięli sady”. Tak musi być i nie ma rady...