Lublin. Skradziono najcenniejszą relikwię

Jeden z największych fragmentów Drzewa Krzyża, na którym umarł Chrystus, przez sześć wieków przechowywano w klasztorze dominikanów w Lublinie. Relikwię skradziono w niedzielę 10 lutego 1991 r.

Największy w Rzeczypospolitej kawałek krzyża, na którym umarł Jezus Chrystus, znalazł się w Lublinie pod koniec XIV lub na początku XV wieku.

Jak wyjaśniają dominikanie, relikwie przywiezione zostały ze Wschodu. Część krzyża z Jerozolimy poprzez Bizancjum i Konstantynopol dotarła do Kijowa, skąd przywiózł ją do Lublina biskup Andrzej, dominikanin.

Lubelskie sanktuarium relikwii Drzewa Krzyża na przestrzeni wieków odwiedzali najznamienitsi Polacy, a wśród nich królowie: Jan Kazimierz i Jan III Sobieski. Przed relikwiami modlił się św. Jan Paweł II.

To, co się wydarzyło nocą 9 lutego 1991 roku wstrząsnęło wszystkimi. Opis tamtych wydarzeń umieścił przed kilku laty miesięcznik „W Drodze”:

"Niedzielny poranek 1991 roku. Kilka minut przed szóstą. Zakrystian brat Iwo jak co dnia założył habit i szedł do kościoła, by otworzyć drzwi wiernym, którzy przyjdą na pierwszą niedzielną Mszę świętą. Był luty. Na dworze jeszcze ciemno. Padał śnieg. Brat Iwo wszedł od strony dziedzińca łączącego klasztor z bazyliką. Zapalił światło. Do drzwi wejściowych, znajdujących się pod chórem na końcu świątyni, miał jakieś kilkadziesiąt kroków. Zdążył zrobić zaledwie kilka, gdy nagle zauważył, że w kościele są już ludzie. Zdziwiony podszedł do drzwi. Były otwarte. Mimo swojego podeszłego już wieku ruszył czym prędzej w stronę prawej nawy, gdzie w kaplicy Firlejów zostały na noc relikwie. Krata od kaplicy była zamknięta. Uspokoił się, otworzył kratę, podszedł do ołtarza. Dużego relikwiarza nie było. Zginął też drugi, mniejszy.

Mimo wczesnej pory cały klasztor stanął na nogi. Przeor, ojciec Juliusz Żelazko, zawiadomił policję.

- Spotkałem na korytarzu ojca Ignacego Górę. „Relikwiarz ukradli”, powiedział do mnie mocno zdenerwowany. Myślałem, że się przesłyszałem, albo że coś źle zrozumiałem - wspomina ojciec Waldemar Kapeć. W sobotę wieczorem był w kościele, następnego dnia miał zastępować organistę, który zachorował. Chciał przećwiczyć sobie kilka utworów.

- Zostałbym pewnie dłużej, ale przyjechała moja rodzina i chciałem z nimi spędzić czas - opowiada. Może gdyby został, coś by zwróciło jego uwagę? Może by kogoś dostrzegł?

Ojciec Waldemar tyle razy trzymał relikwiarz w ręku. Był ciężki. Ważył 17 kg. Miał ponad metr wysokości. Dwa kawałki drewna ułożone w kształt krzyża. Każdy miał 30 cm długości i 3-4 cm grubości. W każdy piątek i niedzielę wystawiano go w ołtarzu głównym.

Przez cały rok, w każdy piątek, odprawiana była droga krzyżowa. Wierni dostawali relikwie do ucałowania. Dwa razy do roku - 3 maja, w święto znalezienia krzyża, i 14 września, w święto podwyższenia krzyża - w bazylice był uroczysty odpust.

- Kiedy trzymałem relikwiarz, miałem poczucie, że trzymam coś najcenniejszego na świecie. Że Pan Jezus się mną posługuje, by uzewnętrznić swoją Osobę - mówi ojciec Waldemar. I chociaż od tamtego feralnego dnia minęło ponad 25 lat, nie potrafi o tym zapomnieć. - To wciąż do mnie wraca, w snach, w myślach. Nie mieści mi się w głowie, jak ktoś dla korzyści materialnej mógł ukraść taką świętość.

Mimo skrupulatnego dochodzenia sprawców nie udało się ustalić. Być może włamywacze nie wiedzieli co kradną, a zainteresowanie medialne sprawiło, że złodzieje zniszczyli relikwiarz? Trudno dziś powiedzieć co się wydarzyło, ale wciąż jest nadzieja, że relikwie się odnajdą.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..