Takich mamy kapłanów jakie rodziny - podkreślają siostry Rodziny Betańskiej, które w swoim charyzmacie mają pomoc duszpasterzom i nieustanną modlitwę za nich.
Jak bardzo księża potrzebują pomocy, zauważył na początku XX w. ks. Józef Małysiak, salwatorianin głoszący rekolekcje w różnych parafiach w Polsce. Odwiedzając plebanie, widział także zwykłą ludzką biedę, kiedy dom pozbawiony kobiecej ręki popadał w ruinę. Sam ksiądz nie dawał często rady zająć się w parafii dziećmi, chorymi, sprawami gospodarskimi i sprawowaniem sakramentów.
- Widząc powtarzające się sytuacje, nasz założyciel zaczął myśleć o założeniu zgromadzenia, które w swoim charyzmacie miałoby pomoc kapłanom. Idea była szczytna, ale bardzo nowatorska, jak na czasy międzywojenne. Kobiety zaangażowane w pomoc duszpasterską nie mieściły się w głowie nie tylko wielu księżom, ale i dużej części społeczeństwa. Zakonnice kojarzone były z zamknięciem w klasztorze albo pracą w szpitalach i sierocińcach - opowiada s. Gabriela ze Zgromadzenia Sióstr Rodziny Betańskiej.
Czas jednak pokazał, że pomysł ks. Małysiaka nie był jego fanaberią, ale Bożym planem. Podczas rekolekcji, które głosił dla panien, wspomniał o potrzebie pomocy kapłanom. Wówczas zgłosiła się do niego Irena Parasiewicz, katechetka z Zakopanego, która oddała się do dyspozycji tego dzieła. To ona stała się współzałożycielką nowego zgromadzenia. Szybko zaczęły do niej dołączać inne kobiety, które w służbie kapłanom i pomocy w ich duszpasterskiej pracy odnajdowały swoje powołanie.
- W Wielki Czwartek 1930 roku kard. August Hlond zatwierdził nowe zgromadzenie, które od spotkania Jezusa z siostrami Marią i Martą przyjęło nazwę Sióstr Rodziny Betańskiej - opowiadają siostry.