Słowo może być zaczynem braterstwa, może też być powrotem do wspólnoty plemiennej, wrogiej innym plemionom. Może być modlitwą celnika i modlitwą faryzeusza: "dziękuję ci, Panie, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy".
Język może być chlebem, może być też kamieniem.
Można się nim łamać, można kogoś łamać i kamienować.
Możesz dolewać oliwy do ognia albo do lampki oliwnej, w której płonie prawda.
Słowem można wykopać przepastny rów i wybudować most. Można budować świat bardziej ludzki, lub pozbawić kogoś człowieczeństwa. Słowo może być zaczynem braterstwa, może też być powrotem do wspólnoty plemiennej, wrogiej innym plemionom. Może być modlitwą celnika i modlitwą faryzeusza: „dziękuję ci, Panie, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy”.
Można dać słowo, „tak jak rękę na zgodę się daje”, można też pokazać język prawdzie.
Można językiem miażdżyć, tak jak w tysiącach memów „nasz” miażdży „ichniego”, lubiany nielubianego, a można wpatrzyć się w Tego, o którym Pismo mówi: „spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem”.
Mówisz i masz to, o co prosiłeś: pokój, wojnę, dobro, zło, pojednanie, chaos.