Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Ona jest wszystkim

Walentynki w dzisiejszym klimacie kulturowym mogą przyczynić się do pogłębienia refleksji nad relacjami małżeńskimi między kobietą i mężczyzną.

Chrześcijaństwo wraz z osiągnięciami nauk o człowieku ma w tym względzie wiele do zaproponowania. Przewodnikiem po tym skomplikowanym i złożonym temacie jest Agnieszka Sadło, psycholog i psychoterapeuta, która prowadzi praktykę w katolickim stowarzyszeniu „Agape” w Lublinie, Ośrodku Leczenia Uzależnień, a także w gabinecie psychoterapii Imago.

− Małżeństwo różni się od innego związku tym, że jest umową. Bliskość między kobietą i mężczyzną jest przede wszystkim szczególnym rodzajem intymności w rozumieniu nie tylko seksualnym. Polega ona na tym, że właśnie tylko tę osobę dopuszczam najbliżej. Posługując się metaforą ze świata przyrody, to jak dwa drzewa rosnące blisko siebie. Dzielę się nie tylko tym, co jest pozytywne, co mnie ukwieca, dzięki czemu wzrastam i owocuję, ale i moją wewnętrzną słabością. Jeśli któreś drzewo zachoruje, zostanie skaleczone, złamane, postarzeje się – to drugie będzie nadal je chronić, będąc obok. Zawsze jest to symbioza wyjątkowa dla każdej pary, to mogą być drzewa różnego gatunku, wieku, wzrostu albo podobne, pary symetryczne i niesymetryczne, komplementarne lub nie, dojrzałe, niedojrzałe – tłumaczy A. Sadło.

W jej ujęciu w parach symetrycznych atrakcyjne jest podobieństwo, zagrożeniem jest różnica. W niesymetrycznych odwrotnie – podobieństwo i bliskość są zagrażające, atrakcyjne są różnice. Seks, jak twierdzi, jest tym, na co para zgodnie się umówi. − Z naciskiem na „zgodnie”. Przy czym nie musi to być wypowiedziane wprost. Nieznane są do końca przyczyny tzw. doboru w pary. Mówi się o podobnym tle społecznym, o przyciąganiu biologicznym, ale i o przyciąganiu przeciwieństw. Seks jest jednym z wielu aspektów bliskości – można powiedzieć, że jedną z kilku nóg stołu, na którym opiera się relacja – wyjaśnia A. Sadło. Nie zawsze jednak w związkach z bliskością, okazywaniem uczuć jest dobrze. Życie to nie film. − Najgorzej jest, kiedy małżonkowie stają się sobie obojętni. Kłótnie są potrzebne, aby każdy mógł się wyodrębnić i na krótko zaistnieć osobno – wykrzyczeć swoje bolączki i potrzeby – uważa specjalistka.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy