Zmarł dokładnie 32 lata temu i z tej perspektywy dobrze widać, że to był prorok, który przewidział nie tylko upadek komunizmu, ale i zmiany w samym Kościele, do których przygotowywał ludzi. Ks. Franciszek Blachnicki jest dziś kandydatem na ołtarze.
Ojciec Franciszek był nie tylko człowiekiem wolnym wolnością, którą dawała mu wiara, ale i taką przestrzeń stwarzał wokół siebie.
– Kiedy się z nim przebywało, człowiek przestawał się bać. Czasy były trudne, bo lata 70 i 80. XX wieku to była komuna w rozkwicie. Wówczas rodził się Ruch Światło–Życie, który miał wychowywać ludzi do wolności. Ks. Franciszek mówił nie tylko o Bogu żywym, który jest obecny w naszym życiu, ale i o konsekwencjach wypływających z faktu bycia dzieckiem Bożym. Jedną z takich konsekwencji była wolność, której żaden system nie był w stanie nas pozbawić – mówi Grażyna Wilczyńska z Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła, współpracownica ks. Blachnickiego, autorka książki pt. „Wychowawca wolnych ludzi” przybliżającej postać założyciela Ruchu Światło–Życie.
– Ks. Franciszek Blachnicki, urodzony w 1921 roku, należał do wyjątkowego pokolenia. Byli to pierwsi od ponad 100 lat Polacy dorastający w państwie polskim. Na Górnym Śląsku, gdzie się urodził, było to w ogóle pierwsze pokolenie, które chodziło do polskiej szkoły – mówi Robert Derewenda, dyrektor Instytutu ks. Blachnickiego, opisując jego czasy.
Młodość Franciszka przerwała wojna. Zaangażowanie w walkę z Niemcami i konspirację skończyło się aresztowaniem, obozem koncentracyjnym i skazaniem na karę śmierci. Kiedy oczekiwał na jej wykonanie, nastąpiło najważniejsze wydarzenie w jego życiu. Pisał o nim tak: „Nastąpiło 17 czerwca 1942 roku, w 21. roku mego życia. Jest to data przełomowa. Wszystko, co było przedtem prowadziło do tego momentu. Wszystko, co nastąpiło potem i trwa do dziś, i będzie trwać aż do śmierci, jest konsekwencją, trwaniem i rozwinięciem tego, co się dokonało. (…) Siedząc na krzesełku w kątku w swej celi i czytając książkę, przy jednym zdaniu przeżyłem coś takiego, jakby w mej duszy ktoś przekręcił kontakt elektryczny tak, iż zalało ją światło. Światło to od razu rozpoznałem i nazwałem po imieniu, powstałem i zacząłem chodzić, powtarzając w duszy »wierzę, wierzę«. To światło od tej chwili nie przestało ani na moment świecić w mej duszy, nie przestało ani na chwilę mną kierować, zwracając moje życie ku Bogu”. Nie wiadomo, dlaczego kara śmierci nie została wykonana. Zwolniony z więzienia Franciszek postanowił zostać księdzem.
Wiedząc, że najwyższą wolnością jest przyjęcie Chrystusa i pójście za Nim, w swojej pracy duszpasterskiej zwracał uwagę na formowanie grup elitarnych wśród dzieci, młodzieży i dorosłych. Zaczął organizować spotkania dla ministrantów, prowadzić dla nich rekolekcje. Podobne możliwości formacji chciały mieć także dziewczęta i dorośli. Tak powoli zaczął formować się Ruch Światło–Życie, zwany oazą, którego zadaniem było formowanie chrześcijan świadomych swojej wiary i zaangażowanych w codzienne życie, do którego mieli wnosić wartości płynące z Ewangelii. Świadomość bycia dzieckiem Bożym dawał też poczucie wolności i siłę do walki z różnymi zniewoleniami. Jednym z nich był alkoholizm. Widząc to w 1958 roku ks. Blachnicki założył Krucjatę Wstrzemięźliwości, która zachęcała do całkowitej abstynencji i codziennej modlitwy w intencji trzeźwości narodu. W ciągu trzech lat w szeregi krucjaty wstąpiło ponad 100 tys. osób. To już wtedy, zwracając się do wiernych mówił, że przezwyciężanie lęku i strachu jest kluczowym problemem w całym zagadnieniu wyzwolenia człowieka. Napisał wówczas słowa, wciąż aktualne: „W dzisiejszym świecie nie ostoi się katolicyzm połowiczny, tradycyjny, a nawet tak zwany »głębszy«, intelektualny, ale paktujący ze światem. Ostoi się tylko katolicyzm pełny, autentyczny, ewangeliczny, nadprzyrodzony – taki, jaki ukazują Listy św. Pawła”. Jednak władzom komunistycznym nie podobała się działalność młodego księdza. Zlikwidowano więc krucjatę, zakazując jej działalności, a ks. Blachnickiego aresztowano. Po opuszczeniu więzienia i zakazie działalności na Śląsku, ks. Franciszek wybrał się na studia na KUL i kolejne lata swego życia związał z Lublinem.