Alkohol sprawił, że straciłem cel w życiu - mówi Bogdan. - Piłem przez ponad dwadzieścia lat. Oczywiście było to poważnym zmartwieniem dla moich bliskich, ale nie dla mnie. W końcu jednak zaczęło to przeszkadzać również mnie samemu.
Groziło mu zwolnienie z pracy, żona powiedziała, że dłużej już tego nie wytrzyma, a synowie po prostu zaczęli się od niego odwracać.
- Traciłem ja sam, traciła także moja rodzina. Przestali odwiedzać nas znajomi, dzieci nie chciały zapraszać do domu przyjaciół. Docierało do mnie, że sam sobie już nie dam rady. Oszukiwałem siebie mówiąc, że jestem znerwicowany i na nerwicę powinienem się leczyć. Na szczęście lekarze powiedzieli mi wprost, że to nie nerwica, ale alkoholizm. Jeśli chcę pójść do szpitala, to na odwyk, a nie na oddział nerwicowy. Siedziałem z żoną na ławce w szpitalnym korytarzu. Ona na jednym końcu, ja na drugim. Uświadomiłem sobie wtedy, że już straciłem wszystko, co mogłem stracić. Wiedziałem, że albo wszystko w życiu zmienię, albo zginę. Zostałem przyjęty na oddział odwykowy. Przez kilka dni przychodziła do mnie żona, siadała przy łóżku i płakała. Żadne z nas nie odzywało się słowem. Po odtruciu zostałem na terapii. Moi koledzy alkoholicy z oddziału i lekarze powiedzieli mi jasno, że jeśli dalej chcę nie pić, muszę dołączyć do wspólnoty Anonimowych Alkoholików. To mnie uratowało. Od tamtej pory nie piję.
We wspólnocie Anonimowych Alkoholików jestem ponad dwa lata. Odkąd przyszedłem na pierwszy mityng, nie piję - mówi Marek.
- Już na studiach piłem dużo. Jak udało mi się je skończyć, do tej pory nie bardzo wiem. Piłem, ale nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak alkohol wpływa na moją psychikę, na całe moje życie. Z tego powodu cierpieli moi bliscy, szczególnie mama i żona. Jednocześnie udawało mi się zarobić na utrzymanie rodziny, więc nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogę sam sobie nie poradzić. A jednak patrząc na ból rodziny czy wstydząc się na przykład przed sąsiadami, kiedy wracałem pijany, zataczając się przed domem, czułem, że coś jest nie tak. Udawało mi się jednak robić przerwy w piciu. Czasami byłem trzeźwy przez miesiąc czy nawet dłużej, ale zawsze wracałem do butelki. Potrafiłem pić non stop przez tydzień. Żona w końcu zagroziła, że jak nie przestanę, odejdzie. Złożyła nawet do sądu pozew o rozwód. Ja jednak potrafiłem manipulować całą rodziną tak, że wycofała ten pozew. Było to dla nas bardzo trudne, ale wciąż wydawało mi się, że ja sam przestanę pić, bez niczyjej pomocy. Niestety, nie udawało się. Wtedy jeden z moich kolegów powiedział, że idzie na mityng AA i mnie zaprasza. Poszedłem. Słuchając wypowiedzi alkoholików uświadomiłem sobie, że choć mówią to inni ludzie, to są to moje myśli. Wyszedłem stamtąd i już nie mogłem doczekać się następnego spotkania. Poczułem się członkiem tej grupy. Zawierzyłem, że we wspólnocie są ludzie tacy sami jak ja i oni mogą mi pokazać, jak poradzić sobie z alkoholem. Tak też się stało. To wspólnota AA mnie uratowała.
W dniach od 3 do 9 marca 2019 r. w Kościele w Polsce przeżywany jest 52. Tydzień Modlitw o Trzeźwość Narodu. Rozpoczął go przypadający w niedzielę (3 marca) dzień ekspiacji za grzechy pijaństwa.
Tegoroczny Tydzień Modlitw o Trzeźwość Narodu przebiega pod hasłem "Młodzi trzeźwi i wolni".
Inspiracją do zajęcia się w tym roku trzeźwością wśród młodzieży stał się między innymi październikowy Synod Biskupów oraz Światowe Dni Młodzieży w Panamie. Jest to także ważny etap w realizacji Narodowego Programu Trzeźwości.