Miała 23 lata, gdy usłyszała słowa poruszające do głębi. To one zaprowadziły ją do klasztornych drzwi, przez które przeszła bez wahania.
Siostra Łucja pochodzi z Brazylii. Od jej wstąpienia do Zgromadzenia Sióstr Służebnic Wynagrodzicielek NSJ minęło już dwadzieścia lat. Codziennie jednak słyszy w sercu słowa, które kiedyś ją poruszyły. − Dziś co prawda rozumiem je inaczej niż wtedy, gdy byłam młodsza, lecz niepodważalne jest, że stały się one żywym filarem mego powołania – mówi.
Była wychowywana w katolickiej rodzinie, mimo że większość jej bliskich należy do Kościoła protestanckiego. Jako nastolatka miała takie same, zwyczajne i naturalne pragnienia jak jej rówieśniczki – wyjść za mąż, mieć dużo dzieci i rodzinę. Wszystkie swoje działania kierowała ku realizacji tego planu. Nie dopuszczała do siebie żadnego innego rozwiązania. W wieku piętnastu lat przeżyła pierwsze zauroczenie, potem pojawiło się kilku innych chłopaków.
Poszukiwanie miłości
– Czegoś mi jednak brakowało w tych związkach. Dopiero po pewnym czasie zrozumiałam czego. Pragnienie kochania i bycia kochanym jest w każdym człowieku. Jeśli nie jest zaspokojone w sposób prawdziwy, dusza odczuwa trawiący brak. Przeżywałam to jako osobisty dramat, tym większy że w moim kraju w tamtych czasach dwudziestotrzyletnia dziewczyna bez męża była naprawdę rzadkością. Było mi z tym ciężko, lecz nie przerywałam poszukiwań i nie traciłam nadziei. I w tę właśnie sytuację mojego życia wszedł sam Bóg – daje świadectwo s. Łucja. Po kolejnym rozczarowaniu poznała miłego chłopaka. Zaczął jej opowiadać o swojej wierze, o ruchu charyzmatycznym, do którego należy, i zaprosił na spotkanie modlitewne w katedrze. W pewną majową sobotę młoda Brazylijka zdecydowała się pójść na spotkanie. – W tym dniu moje życie zostało wywrócone do góry nogami. Dziś mogę powiedzieć, że rozświetlił je ogień Bożej miłości, który pali się do tej pory. To doświadczenie jest nie tyle wspominaniem, ile ciągłą rzeczywistością – mówi siostra.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się